środa, 23 stycznia 2013

mam zadatki na Eskimosa

Długotrwałe opady lodu spowodowały, że samochód przybrał wygląd igloo. Kształt od urodzenia ma obły, a teraz dodatkowo jest zbudowany głównie z lodu. Dziś odgarnęłam z niego trochę śniegu w celach badawczych i warstwę lodu oceniam na min. 5 cm. Mam do tego selskiny, więc prawie jestem Eskimosem, jutro tylko dokupię surowe reniferze mięso.
Ja nie wiem, jak ja go odkopię spod tego lodu, poczekam do odwilży, czy jak?

Okazało się też, że panie aptekarki zrobiły na mnie eksperyment medyczny, dziś się dowiedziałam, gdy poszłam dokupić specyfiku. Jakaś nowość znaczy się, ale na mnie zadziałało akuratnie, o czym poinformowałam zwrotnie. Wygląda na to, że zatrzymało, co miało zatrzymać, lekko mną tylko zarzuca z wieczora. W przyszłym roku się już szczepię, choć i tak kilkuletnie szczepienia uodporniły mnie na kolejne dwa, albo trzy lata, dopiero w tym sezonie zaczęłam zapadać.

wtorek, 22 stycznia 2013

lód / ice / Eis / лед / glacies


W polukrowanych lodem gałązkach nocą odbijały się na niebiesko zapomniane świąteczne światełka.


Lód, przejrzysty jak szkło, otulił wszystko. Można by popaść z zachwyt, gdyby tylko tak stać i patrzeć, niestety trzeba iść trzymając się powietrza. Na pokrywającym trawniki śniegu leżą połamane tafle lodu, bo w trosce o kości wszyscy szukają nowych dróg. Jak Kolumb.


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Hank Moody is back

w ośrodku odwykowym o ironicznej nazwie 'Happy Endings', gdzie pyta współwięźniarkę 'Old or New Testament?' przed wyrwaniem karteczki z biblii, żeby zawinąć w nią zioło. He's so baaad.
A z nieba leci lód i pokrywa wszystko błyszczącym śliskim lukrem. Ciekawe, jaki procent ludności nie stawi się jutro w fabrykach z powodu dodatkowego obciążenia kończyn gipsem. Ortopedzi pewnie już mają pełne ręce roboty i to dosłownie.Nie wychodzę z domu i opracowuję logistykę na jutro, żeby zrobić jak najmniej kroków, a załatwić wszystko.
Wczoraj oglądałam 'Biutiful'. Pamiętam gdy po 'No Country for Old Men', spojrzałyśmy tylko z bratową na siebie wciśnięte z wrażenia w kanapy. Tu tez jest gęsto, inaczej, to całkiem inny film, ale nie można się oderwać. Bardem znów świetny. Przejrzałam jego filmografię, co rola to obsypana nagrodami, potrafi dobrze wybrać, a potem to zagrać. Póki co, jestem fanką.

niedziela, 13 stycznia 2013

13.01.2013

Tylko ta dwójka wyłamuje się z konwencji, ale data i tak jest ładna.
Siedzę i piszę, bo takie miałam założenie na weekend - dwa teksty dziennie. Na razie trzymam się rozkładu jazdy, co u mnie nieczęste, dlatego warte odnotowania. Jak zwykle zostawiłam na ostatnią chwilę i jak zwykle, pod presją nieźle mi idzie. Jeszcze lepiej idzie, gdy wykonuję jakieś czynności niezwiązane, dlatego dzisiejszy tekst jest wymyślany podczas zmieniania pościeli, nastawiania prania, mycia naczyń, a nawet szycia. Tym sposobem, jeszcze przed południem, jestem na końcowym etapie. Tekst równie dobry, jak poprzednio, może miejscami lepszy i mniej naiwny, ale i tak wiem, że wszystko zależy od czytającego i tego, jaki poziom będą prezentowały teksty towarzyszące. Nie napinam się więc, choć bardzo bym chciała. Jeśli się nie uda, będę zawiedziona, ale bywa przecież.
Większa dostała kolejne zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, oznacza to, że przeszła już przez pierwsze sito. Tym razem do stolicy, ale to nie jest jej pierwszy wybór, dobrze więc, że pierwszą rozmowę odbędzie w miejscu, na którym jej tak bardzo nie zależy. Mówię do brata, że skoro dostaje kolejne zaproszenia, to może ją przyjmą (baliśmy się, bo poprzeczka strasznie wysoko), a ten oburzony, że jasne, że kogo, jak nie ją. Niby prawda, dzieci mają udane, a Większa dodatkowo ma miły charakter swojej mamy i finezyjne poczucie humoru naszego dziadka.
Mniejsza za to skakała z koleżanką na trampolinie, jak znam życie, to obie rozebrane do rosołu, bo wiadomo, że styczeń to dobra pora na uprawianie takich sportów ałtsajd.

niedziela, 6 stycznia 2013

Not the brightest crayon in the box now, are we?


Cytaty, które serwuje mi gugiel przy każdym odświeżeniu cieszą mnie niezmiennie.

Na nowy rok przybywa dnia na barani skok

Upłynął już tydzień nowego roku, na razie jest fajnie, bo ciekawie, spokojnie i zabawnie.
Najpierw zdążyłam się dwukrotnie skompromitować, na szczęście tylko przed sobą. Raz utknęłam w automatycznej myjni samochodowej i już miałam wizję tych wielkich szczotek smagających mnie zewsząd i wody lejącej się strumieniami, na szczęście znalazłam odpowiedni guzik otwierający wrota. Fakt, że jakiś cymbał zamknął na klucz drzwi we wrotach niespecjalnie by mi pomógł, gdyby maszyna poszła w ruch. Tak naprawdę mi to nie groziło, ale na trochę obleciał mnie strach. Drugim razem nie przeczytałam dokładnie opisu aukcji, ani maila, bo po co i już chciałam pisać z awanturą. Tym razem honor uratowała mi jakaś mała szara komóreczka, która pisnęła cichutko, że może by jednak oddać się wprzódy lekturze. Wszystko, rzecz jasna, było tam wyłuszczone, wystarczyło postępować zgodnie z instrukcją.
Sylwestra, mimo, że poprzednia noc była słabo spana, uprawialiśmy do 5 nad ranem. Nie pamiętam o czym gadaliśmy, ale w którymś momencie wspomniałam o idiocie z Teksasu, który ratunku przed masakrą upatrywał w zbrojeniu nauczycieli, a tu R. rzekła, że owszem, że ona podziela. Że zbrojenie się niweluje przemoc. Byliśmy tak zaskoczeni tym, co mówiła, że momentami brakowało nam argumentów. Zawsze była trochę z kosmosu, ale tym razem spowodowała, że nowy rok rozpoczęliśmy ze szczękami na podłodze. Od kilku lat z niepokojem patrzymy na jej poczynania nawet głośno nie formułując naszych obaw i chyba boimy się, że w końcu nastąpi jakieś bum, oby nie.
Zdążyłam raz zaspać do pracy, nakupowałam ciuchów, a niedługo jadę do Bristolu w nadziei, że trafię na jakieś graffiti Banksy'ego, Mam też wstępną rezerwację do Exeter, ale tylko 30-50 % szans, że mi się uda wyjechać.
W każdym razie początek uważam za udany, a na pewno nie nudny i bezbarwny.