piątek, 30 sierpnia 2013

baba na rowerze jest ok

- odpowiada ojciec z matecznika mafii, dorzuca tez entuzjastyczne wykrzykniki na temat wakacji. Brat przysłał zdjęcie mamy w basenie - znak, że woda osiągnęła temperaturę stołówkowej zupy, inaczej nie tknęłaby jej nawet najmniejszym palcem u nogi. Tak im zrobiliśmy z okazji okrągłej rocznicy ślubu.
A ja zostałam na gospodarstwie i o ile ich mieszkanie i działka nie byłyby kłopotem, to w komplecie dostałam sąsiadkę. TĘ sąsiadkę, tę z naprzeciwka i dopiero teraz zrozumiałam pojawiające się czasami zniecierpliwienie rodziców. Póki telefony były pojedyncze (a temat wciąż ten sam), to odbierałam. Wczoraj nie zdzierżyłam i wyłączyłam stacjonarny po trzecim razie w ciągu kilku godzin, zwyczajnie wyciągnęłam po chamsku kabelek, a w komórce mam ją podpisaną, to mogę zwyczajnie nie zdążyć odebrać, nieprawdaż. Mam nadzieję, że mi chociaż jakiś fajny prezent przywiozą za tę bohaterską postawę.

sobota, 17 sierpnia 2013

B. beware!

Większą wzięli do szkół!
Wyniki pojawiły się o brzasku, a gdy dziecię wygrzebało się z piernatów i sprawdziło, to zapadło w stupor z powodu jednej z ocen. Jednakowoż latoś poziom okazał się być mocno wywindowanym i już zaraz szkoła dzwoniła z zapytaniem, czy Większa byłaby jednak skłonna zaszczycić skromne progi placówki. Po łaskawym wyrażeniu zainteresowania, świeża studentka obdzwoniła całą rodzinę. Wzruszona mamusia wpadła w szloch, a dumny tatuś zadzwonił do dziadków, ale wnusia była szybsza i dziadkowie już prężyli dumnie piersi. Mniejsza natentychmiast rozpoczęła pertraktacje w sprawie pokoju oraz komputera, które przecież i tak zostaną porzucone, ale zapytana czy się cieszy,tylko smutno pokręciła głową. Większa to jednak opoka.
Dla Większej szkoła w B. był pierwszym wyborem, a nam miasto bardzo się spodobało, mimo dziesiątków odmian deszczu, jakie było nam dane doświadczyć w ciągu tych dwóch dni. A dla Większej mam już komplet szklanek do akademika, po nutelli, którą obie namiętnie żarły ;)

środa, 14 sierpnia 2013

domek na końcu miasta

Trudno uwierzyć, że już go nie ma. Spotkania z nim były najfajniejszym kawałkiem każdego tygodnia. I kto by pomyślał, co? ;) Był pyskaty, uparty i wkurzający i nie zliczę, ile razy gryzłam się w język i ile razy powstrzymywałam już prawie rozpędzoną rękę od trzepnięcia go w ucho. Prawie rok zajęło nam docieranie się, ale potem było świetnie. Wiecznie zrzędził, że daję mu za dużo roboty, a potem wykonywał z nawiązką, to była taka gra w 'Ja ci jeszcze pokażę!', o której żadne z nas nawet się nie zająknęło i udawało, że nawet nie myśli. Gnojek jeden, jak śmiał tak nagle, bez ostrzeżenia, przecież miałam tyle planów i nawet nie wiem, czy wykonał ostatnie zadanie, czy w ogóle się zabrał.
Chyba przy każdej śmierci pojawia się refleksja, że 'już nigdy ...', a mnie się ciągle kołacze po głowie: 'No jak to?!'
Pewnie tam ci lepiej mały, ciekawe, z kim się teraz kłócisz. :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

healthy food

- Jestem duża, bo łykam sterydy - mówi Sue nakładając sobie kolejną już repetę.
- Nie solę, gdy gotuję, bo każdy lubi inaczej, dlatego przyprawy są na stole. Zresztą mam nadciśnienie i nie powinnam - a mówiąc to hojnie potrząsa solniczką nad swoim talerzem :)