poniedziałek, 30 września 2013

a to dopiero południe

Idę dziś jak burza, już załatwiłam milion spraw, a zaraz dorzucę drugi, do tego większość za jedną rundą samochodem, cud.
W samochodzie grało radio i na samym skrzyżowaniu tak mnie ubawiło wiadomościami, że spowodowało realne zagrożenie w ruchu kołowym. Bo jeden będzie świętym, ale nie w grudniu, jak planowano, a kwietniu, żeby pielgrzymi z Polski nie musieli znosić trudów zimowej podróży. Drugi też będzie świętym, chociaż od chwili, gdy go tamten pierwszy uczynił błogosławionym, nie zdziałał żadnych cudów, a powinien. I nie, nie cofnęłam się w czasie, to polskie radio w XXI wieku zupełnie na poważnie opowiada o cudach. Trzeba być chyba naprawdę głęboko wierzącym i oddanym sprawom kościoła, żeby takie wiadomości przyjmować bez poczucia absurdu. Mnie czasem szczęka opada z hukiem.
Choć z drugiej strony ta cudowna tęcza, której nie było... ;)

czwartek, 26 września 2013

- A ja lubię deszcz ... ja też

Przez okno podczas ulewy w Exeter

obie dziś chodziłyśmy po deszczu, ja tu, ona w L. Przydały się decent walking shoes kupione zaraz pierwszego dnia po przyjeździe. Lało, jak wtedy, równe strugi deszczu ciągnące się z góry w dół i krople odbijające się z siłą od każdej powierzchni.

Zadzwoniłam do A. żeby się umówić na przyjazd. Chyba jest w dobrej formie, tak brzmiała. Chyba nawet jest zadowolona z tej perspektywy, tak brzmiała. Właściwie, to się nie dziwię, będę stanowiła jakąś rozrywkę, choć czasami wcale nie jestem taka pewna, czy jej życie, według niej, jest takie spokojne i jednostajne. Choroba wyostrza wszelkie doznania, małe zdarzenia urastają do historii, które warto innym opowiadać ze swadą i przejęciem.
Pamiętam, jak jej stała, nieruchoma obecność zaczęła mnie drażnić po jakimś czasie, ale z drugiej strony to właśnie dzięki niej zaczęłam się uczyć cierpliwości i wyrozumiałości, co teraz bardzo mi się przydaje. Zmieniłam się i czasem aż się dziwię, że to ja, ta spokojna, cierpliwa, wyrozumiała. Już od wielu lat nie wydaję się sobie skończonym cudem stworzenia, umysłem absolutnym, podążającym jedynie słusznymi ścieżkami i zawsze mającym rację. Moja arogancja i zarozumiałość z młodości przerażają i zawstydzają mnie teraz. Wiek daje mądrość i dystans i coraz bardziej mi się to podoba.

niedziela, 15 września 2013

creeping fear

Wczoraj przed wieczorem usłyszałam stłumione, przemieszczające się, odległe śpiewy. Gdy w końcu wyjrzałam przez okno, zobaczyłam wędrujący krzyż, za nim dwie postaci w czarnych zwiewnych szatach i ciągnącą się niedużą procesję śpiewającą nabożną pieśń. Wszędzie było cicho i spokojnie, jak to w sobotę na wsi i tylko ten pochód, dość szybki i składny z krzyżem na czele. Przeszedł mnie dreszcz, bo chociaż byli kolorowo ubrani to było w nich jakieś takie zacięcie, zdecydowanie, determinacja i brak spojrzenia na boki. Tylko my, tylko nasza siła, tylko nasz porządek.
Kilka dni temu ta sama siła zniweczyła moje plany. Nie moje osobiste, bo na to bym nie pozwoliła. Plany dotyczyły szerszej grupy, a realizacja miała nieść dobro i oświecenie. Siła znała moje plany, a jednak bez pardonu wpieprzyła się (tu nie ma lepszych, bardziej parlamentarnych słów) w nie ze swoją ideą i absolutnym przekonaniem o słuszności postępowania.
Mój plan odszedł w siną dal, no bo jak? Wystąpię przeciw jedynie słusznej idei? Głośno i bezwstydnie? Przecież zmówienie kolejnego paciorka jest ważniejsze niż wiedza. W takich sytuacjach opadają mi ręce i brakuje słów. Nie neguję potrzeby wiary, ale gdzie w opisanej sytuacji miejsce na miłość, sprawiedliwość, szacunek dla innych i wszystkie te górnolotne hasła? Kto mi wskaże moralność tego zachowania?
Kilka lat temu, gdy wracaliśmy z Ziem odzyskanych, mijaliśmy Świebodzin, miasto znane z betonowego słupa. Jednak, dopiero gdy go zobaczyliśmy, dotarł do nas ogrom zniszczenia. Zapanował nad całą okolicą. Szary, potężny, betonowy. Głoszący chwałę i moc.

Tam, hen, w oddali górujący nad całym światem

W sytuacji, gdy partia ciemnych mocy pręży muskuły, a pewien niewysoki mężczyzna wieszczy nowy ład (tu całość), to budzi się we mnie lęk przed betonowymi słupami, lekceważeniem i poniżaniem, dążeniem do celu po trupach. Ciągle dobrze pamiętam te dwa ciemne lata, gdy poranne wiadomości zaczynały się od informacji o kolejnych zatrzymaniach, podejrzeniach i aresztowaniach. Nie wiedzieć czemu przychodzą mi na myśl czasy dawno minione, których ja nie pamiętam, a w których żyli moi rodzice. Ciekawość dlaczego.

wtorek, 3 września 2013

boze, jak ja dobrze gotuję!


A miasto zakorkowane, bo mamunie wiozą swoje pociechy do rozlicznych placówek, a przecież trzeba niebożę pod same drzwi, nieprawdaż. To co, że mieszkamy na wsi i od domu do szkoły rzadko jest dalej niż 10 minut na piechotę, przecież trzeba furę przewietrzyć dwa razy dziennie, a te chodniki takie krzywe i szkoda obcasów. A potem te wszystkie Adriany, Andżele, Oskary i Oliwie mają kłopot ze znalezieniem się na ulicy. Konkluzja jest taka, że znów okazało się, że najszybszym środkiem lokomocji są zwykłe archaiczne nogi. Czasem rower, ale trzeba uważać.
Poza tem pada, zacina, a czasem kropi, ale rzadko, bo to lato jest przecież, no to jak? I gdzie te słoneczne wrześnie, te babie lata, te sukienki i opalone nogi? Na razie, to przyniosłam z piwnicy słoik soku malinowego, bo pogoda taka raczej herbaciana. Herbaciano-łóżkowo-książkowa taka. Słońce sobie wspominam na fotkach, bo nawet Atlantyk oglądałam w lepszej aurze.

Tintagel