poniedziałek, 27 stycznia 2014

kwiatki z rabatki

Z przyzwyczajenia zajrzałam do szkolnej poczty, która i śmieszy i przeraża.

Autor NN:
czy ktos moze mi powiedziec kiedty wkoncu jest ten egzamin z ...? słyszalam juz dwa terminy ... stycznia i ... luty, kiedy sie wybieraja Ci co nie zaliczyli zerówki ?

Autor Dr Z:
... nie będzie mnie z powodu wyjazdu słóżbowego ...


niedziela, 26 stycznia 2014

O tym, że flądra flądrze nierówna.

Nastąpił ten moment, w którym w pełni zrozumiałam furię Wandy po kolejnych zajęciach ze studentami ze świętej szkoły. "Żame!" - krzyczała, oraz, że pierwszy i ostatni raz. "Zadaje im ćwierć z tego, co wam, a i tak nic nie umieją!". Z jednej strony ten wybuch mile łechtał naszą próżność, a z drugiej budził konsternację, bo owszem, była bardzo wymagająca, no ale przecież nie idzie się na studia żeby malować szlaczki i każdy z nas jakoś dawał radę. To dlaczego oni nie? No to już teraz wiem: po pierwszym semestrze u nich mam oceny jak w podstawówce, nawet jedno Excellent z wykrzyknikiem, jak Mniejsza na ostatnim świadectwie.
 Nie żebym narzekała, ale żenada

piątek, 17 stycznia 2014

jutro będzie futro

Jak już będę starszą panią na emeryturze, to przygarnę psa, żebym w ogóle miała po co wychodzić z domu. Jasne, że wolę koty, ale emerytka z kotem na smyczy? W wyleniałym toczku z lisa na głowie. Bądź z karakułów.
Tak, robię plany na przyszłość, to takie rozsądne.

Na razie szykuję się do sparringu z Ojcem Inkwizytorem. Jutro egzamin. Treść jest tak durna i nudna, że nawet nie chce mi się robić ściąg, a muszę, bo z jednej strony powtórzę materiał, a z drugiej przezorny zawsze ubezpieczony. Inkwizytor jest dziwny, za każdym razem inny, odlatujący czasem w inny wymiar, więc nie wiem, na ile ta jego nagła przemiana jest wiarygodna. Wczoraj natrafiłam na jakieś forum, gdzie studenci wymieniali się uwagami przed i po egzaminie u niego. Uwagi były sprzed czterech lat, ale wnioski identyczne z moimi. 'Dr Jekyll i Mr Hyde' było najłagodniejszym określeniem, choć cała dyskusja była przyjazna i na bardzo eleganckim oraz wolnym od obelg poziomie. Nawet Najstarszy, choć nigdy nie miał z nim do czynienia, słyszał krążące o nim po uczelni legendy. No, to zobaczymy.

P.S.
Akademiki nigdy wcześniej i nigdy później nie były tak czyste, jak w czasie sesji. Mnie wprawdzie nie rzuciło w sprzątanie, ale za to ułożyłam za trzysta pasjansów, normalnie umieram przy tym z nudów, a tu taka zmiana.

środa, 8 stycznia 2014

Newsweek: A skąd Pilch wie, że Pan Bóg się przygotowuje?
Jerzy Pilch:
A co by robił przez tyle czasu? 

 ...
Newsweek: Kim ojciec był z zawodu?
Jerzy Pilch:
Jak to mówią w Krakowie: nie miał specjalnego wykształcenia, był profesorem na AGH.


W wywiadzie jest tyle smacznych fraz, że trzeba by pół wkleić. Tęskno mi za jego książkami, babką Czyżową, luterską Wisłą i całym tym światem opowiedzianym niespiesznie.
Teraz to tylko zabawy w policjantów i złodziei, nie ma czasu na fanaberie. Nie szkodzi, potem będzie bardziej smakowało.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

W księżycową, jasną noc / Noc listopadowa



Wysoko, prawie cały księżyc, a bliżej zachodu, nad pomarańczowym horyzontem, błyszcząca Wenus. 
W drodze do L., listopad, trasa A.

niedziela, 5 stycznia 2014

Najstarszy

przyjechał z sakwojażem. Autobusem, bo na krótszych trasach używa swojego samochodu z żółtą rejestracją. Najstarszy bywa bardzo antyczny w swoich zwyczajach, unika nadmiaru elektroniki i mieszka (czasowo i pewnie trochę przypadkiem) w zabytkowej kamienicy z widokiem na średniowieczny zamek. Ma swój teatr - tak go nazywa. Z pewnością nie jest to klasyczny teatr i może nie dzieło sztuki, ale interesujące, w każdym razie fajnie, gdy młodzi ludzie zajmują się czymś takim, że w ogóle coś robią. Także pisze.
Najstarszy zwiedza Europę dzięki sieci ludzi z luźnymi kanapami w domach i robi się z niego coraz fajniejszy facet, z którym rozmawia się i rozmawia i rozmawia.

Zmęczyłam też Pynchona, a właściwie, to on mnie zmęczył. Około połowy, gdy po raz kolejny zorientowałam się, że nie wiem, gdzie jestem, przesiadłam się na polską wersję. Niewiele pomogło, ale trafiłam na fajne tłumaczenie Piotra Siemiona, którego podziwiam za inwencję. Książka dość cienka, ale wyjątkowo męcząca. Piętrowe dygresje, opowieści w opowieściach, aluzje i ukryte znaczenia, jakieś zakamuflowane odniesienia. Wszystko to sprawia, że odnosi się wrażenie, jakby nie pisał tego czysty umysł. Ma chłop swoich zagorzałych wyznawców, ale i przeciwników, jedni mówią, że mistrzostwo, drudzy, że bełkot, części z nich jestem skłonna przyznać rację.

Jeszcze gdy pracowałam w spichlerzu, zauważyłam, że im sztuka słabiej przemawia, tym autor dłuższe do niej czyni wstępy i uzasadnienia. Może ja jestem prosta kobieta, ale wyznaję zasadę, że gdy dzieło potrzebuje rozbudowanej instrukcji obsługi, to do dupy z takim dziełem. Na ogół się sprawdza i gdy pojawiało się coś dobrego, to wszyscy, od najuczeńszych znawców po sprzątaczki (bo spichlerzowe sprzątaczki też były obyte) czuli, że to dobre. I odwrotnie też.

No, a teraz jestem ciekawa, dokąd nas Miss M. zawiedzie w dyskusji nad tajemniczym Pynchonem.