środa, 26 lutego 2014

W gruncie rzeczy jest chyba dobrze.
Młody dostał ochrzan, ale nie wiem, czy trafiło do właściwych obszarów mózgu, bo trutka sączona przez lata zrobiła mu tam gnój i w każdej rozmowie dochodzi się do ściany. Jest kompletnie nieelastyczny, mam wrażenie. Chyba szkoda prądu.
W szkole mam plan i to mnie dość dziwi, bo po raz pierwszy w życiu zaplanowałam jakąś pracę od a do zet. Jest to dla mnie zupełnie nowa rzecz, że od początku istnieje szkielet, wokół którego mogę budować. Do tej pory planowałam tylko hulanki, podróże i zwiedzanie, cała reszta zaś odbywała się mimochodem. Aż sama jestem ciekawa, czy to się tak da i czy doprowadzę to do końca w nienaruszonej z grubsza formie. Minęło dopiero kilka miesięcy zajęć, a coraz częściej łapiemy się na tym, jak bardzo zmieniła się nasza percepcja wszystkiego, co czytamy i oglądamy, a jest tego bardzo dużo. Miss M. wywiera niezwykły wpływ, cieszę się, że do niej trafiłam.
Większa wiadomo, idealnie wpasowana w okoliczności, okrzepła i sunie do przodu. Mniejsza tworzy z coraz większym rozmachem i już powoli wszyscy się gubią w rachunkach. Nieustannie trwa produkcja kosmetyków na bazie produktów podciągniętych z kosmetyczki matki, a żeby bomby kąpielowe były absolutnie kształtne, została zakupiona nawet specjalna foremka. Papier czerpany, miska, lip balm container i coś, co powstawało wczoraj, to ostatnie produkcje, ale wciąż się waha czy w przyszłości robić karierę jako  inventor czy może actress.
W hucie ok. 20% załogi złożonej zarazą i wszyscy mnie wytykają palcami, bo ja padłam pierwsza, czyli, że przywlokłam na zakład i zaraziłam, ale też i z podziwem trochę patrzą, że przetrwałam i jako ten Feniks z łoża boleści.
Jutro tłusty czwartek, już się cieszę i pożrę ile się da, nigdy potem pączki tak nie smakują. Będę jeszcze grubsza i zadowolona.

sobota, 8 lutego 2014

ósma rano

Ci, którym małe dzieci nie urządzają zawodów z kogutem o to, kto wstanie szybciej i narobi hałasu, powinni w soboty mieć prawo do zanucenia "Obudziłam się później niż zwykle...". Niestety, organizmy wytrenowane całotygodniowymi pobudkami o brzasku nie chcą się tak przestawiać z dnia na dzień. W efekcie już o ósmej rano miałam w komputerze gotowy dokument zapisany czcionką Calibri (potem zmienię na TNR). Dokument ma też tytuł, który mam nadzieję, nie ulegnie już poważniejszym zmianom.
Ostatnio miałam coraz więcej wątpliwości i im dłużej usiłowałam wstawić zebrany materiał w jakieś ramy, tym bardziej całość wydawała się mglista. Wczoraj, jak Ania, byłam już w otchłani rozpaczy, gdy w czasie czytania znów mnie olśniło, tak samo, jak poprzednio i wszystko samo powpadało we właściwe szufladki. Jak to dobrze, że amerykańscy wykładowcy literatury mają w zwyczaju pisanie blogów, tylko czerpać. Od razu też inaczej spojrzałam na M. H. Clark, już miałam rzucać tego jej harlekina w cholerę, ale po spojrzeniu z nowej perspektywy może się okazać przydatny. W końcu to ma być Popular Literature, a taka literatura, jakie społeczeństwo, co jest do udowodnienia.
Szkoda tylko, że kilogramy przybywają mi wprost proporcjonalnie do ilości zebranego materiału i odwrotnie proporcjonalnie do traconych dioptrii. Taki koszt.