czwartek, 26 czerwca 2014

"Koń zepchnął samochód do rowu...

...kompletnie pijany woźnica trafił do szpitala." Przysyłając aparat, pan Lucjan zaopatrzył mnie również w lokalną prasę, którą pieczołowicie owinął był pudełko. Smaczne kąski, szkoda tylko, że znaczną część stanowiła rubryka sportowa. Aparat z drugiej ręki, dość nowy, o przyzwoitych parametrach i za śmieszne pieniądze, w sam raz na południowe wybrzeże, bo straszą, że dolatujący tam afrykański pył to śmierć dla obiektywów. A jechać muszę już, bo inaczej zabiję - jak nie w robocie, to jeszcze teraz, w domu dopadają mnie mailami, mimo, że za oknem deszcz i głucha noc.
*
Trochę dziwnie pakuje się cienkie podkoszulki, sandały i krótkie portki, gdy leje i najstosowniejszym ubraniem jest polar, a pierwszy nocleg gdzieś pod Karlsruhe - już samo brzmienie jest mało urlopowe.
*
Dobry owczy fryzjer potrafi ogolić taką w 30 sekund - to świeże wiadomości z wsiowego pokazu rolniczego, którego zwiedzanie było kolejną częścią obchodów urodzin Mniejszej. Już wyrosła z awantur o to, że to niesprawiedliwe, że Większa ma urodziny wcześniej i teraz celebruje z lubością, a Większa patrzy się na nią z taką samą pobłażliwością, jak kot Bonifacy na Filemona.

sobota, 21 czerwca 2014

Marcin, zdradziła Cie żona, to ciesz się, że Ciebie, a nie ojczyznę...

Powyższy cytat, przy którym uśmiałam się serdecznie, dotyczący plotek o nadmiernie elokwentnym spikerze radiowym oraz szansonistce dwojga imion doskonale określa mój stan ducha - nawet takie durnoty sobie przejrzałam. Od tygodnia jestem wolna, skończyła się szkoła i przez miesiąc nie będę nic czytać, oglądać, ani pisać o pokręconych umysłach. Ani słuchać wieści z chlewu, ostatnio wyjątkowo gównianych i nawet nie o treść mi chodzi, ale formę - murarze na pobliskiej budowie używają mniej plugawego języka. Ani przy śniadaniu słuchać płynących z radia reklam o żylakach odbytu i refluksie żołądkowym. Wyjeżdżam :)


Będę się smażyć w czterdziestostopniowych upałach i robić kiczowate fotki, jak ta pstryknięta ostatniego dnia gdzieś pod Salonikami, brodzić w chmurach na skale Gibraltaru, podziwiać mauretańskie budowle i porządne megality, a wieczorami smarować poparzoną skórę i żłopać miejscowe wino. Już prawie tam jestem, a moje myśli na pewno :)

czwartek, 12 czerwca 2014

Jest jakaś zależność między nadmierną pedantycznością a sztywnością i pewnym rodzajem ograniczenia umysłowego, ale jeżeli ktoś został wychowany przez ojca, którego ulubionym przymiotnikiem było słowo "schludny", to może potem tak ma. No nie wiem, ale wkurzyła mnie - wniosek na przyszłość: nie zadawać się niepotrzebnie. U mnie w domu nie używało się takiego słowa.

Mam się uczyć, ale jestem zwolniona z dwóch części z piątkami i mi motywacja spadła, bo nawet oblanie trzeciej w niczym mi nie zagrozi. Dodatkowo mam trudne warunki, bo a to wściekli kosiarze ujarzmiają trawniki, a to trzy podwórza dalej facet rżnie deski, aż wióry lecą, a to pieseczek drze ryja, a czasem wszyscy naraz i hałas jest nieziemski.

 Przewodniki położyłam na razie w niewidocznym miejscu, żeby nie pchały się w ręce, ale i tak myślami już jestem bardziej hen niż tu w papierzyskach. Dziewczyny się odezwały z rozmaitymi radami i jak dobrze pójdzie, to spotkamy się z pięknym motylem Antonią, która w czasie alarmu pożarowego zastanawiała się, czy woli spłonąć, czy jednak wyjść na zewnątrz bez makijażu, oraz pragmatyczną Aną. Od Morza Śródziemnego po Zatokę Biskajską, każdy by się jarał, zwłaszcza po takim roku jak ten.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

kto rano wstaje

Nie ja sobie nastawiłam budzik na 5 rano, ale już później nie usnęłam, obejrzałam sobie za to zamglony świt w żurawiach.


Potem nastąpił niezwykle owocny dzień, choć o jednym z owoców wolałabym nie pamiętać i mam nadzieję, że za jakiś czas zapomnę, co miałam na myśli pisząc to.
Przed dziesiątą byłam już po egzaminie, a ze ostatnio natrafiłam na interesujące informacje o Jamesie to dobrze mi poszło. Przed chwilą też dowiedziałam się o zwolnieniu z kolejnego w uznaniu zasług i tym oto sposobem zbieram piątki za dokonania, które przychodzą mi bez trudu. Kłopoty się zaczynają tam, gdzie potrzebny jest wysiłek, bo przede mną tydzień zakuwania na pamięć, a tego nienawidzę, lubię, gdy rzeczy mają ze sobą jakiś logiczny związek.

W ubiegłym tygodniu brałam też udział w obchodach rocznicy i nawet jakoś tak normalnie było, bez pychy i górnolotnych przemówień. Kombatanci tak od pięćdziesiątki w górę wspominali raczej bez patosu i jak jeden mąż cieszyli się z tego, co mamy, zwłaszcza w obliczu tego, co dzieje się na Ukrainie. Ja też się cieszę i doceniam.