niedziela, 31 maja 2015

sezon na akacje

Właśnie kwitną szaleńczo, żeby zdążyć przed wiszącą w powietrzu burzą.



piątek, 29 maja 2015

epidemia w rodzinie

Moja Bardzo Tajemnicza Choroba odeszła tuż przed ostatnią kłodą, które łykałam przez tydzień, ale co to takiego było nadal nie wiadomo. Portret wyszedł bez zarzutu, doktor nie znalazł już żadnych śladów, na koniec zapytał, czy czuję się zdrowa, a po potwierdzeniu wypuścił mnie wolno do domu.
Jeszcze nie zdążyłam się nacieszyć nowo odzyskanym zdrowiem, gdy okazało się, że i brat zapadł na Nie Wiadomo Co. Najpierw współpracownica zauważyła plamy na rękach, jednocześnie bratowa ze zdziwieniem obserwowała niemijającą smagłość twarzy, mimo, że urlop w ciepłych krajach był krótki i już trochę temu. Pośpieszne śledztwo wykazało, że wygląd pastowanego Murzyna z przedwojennego kabaretu, nieświadomy osioł zawdzięcza regularnemu stosowaniu samoopalacza, który bratowa sobie kupiła przed wyjazdem, w celu uniknięcia masowych ataków serca wśród rybek ciepłych mórz. "Bo tak się fajnie rozsmarowywał" - bronił się cudownie ozdrowiały brat. No, bo żeby nie było, że on nie dba o siebie.

wtorek, 26 maja 2015

eksperyment

 Poniższy post wabi jakiś amerykańskie maszyny śledzące, ma największe wzięcie ever, dlatego skopiowałam tu, a oryginał usuwam. Zobaczymy, gdzie teraz zaczepią kotwicę ;)

wtorek, 16 września 2014

francuski desant

Od kilku dni blog jest bombardowany odwiedzinami z Francji. W krótkim czasie setki wejść na bloga, w którym nie pada ani jedno francuskie słowo, odpada więc nagła i szaleńcza jego popularność nad Sekwaną. Podejrzewam, że to jakaś działalność komercyjna po coś, albo skanowanie w poszukiwaniu czegoś, w każdym razie jakiś rodzaj inwigilacji. Lekko mnie to drażni, bo już wcześniej do białości doprowadziła mnie reklama telefoniczna. Strzegę tego numeru, jak tylko się da, nie rozdaję na prawo i lewo, dodatkowo wśród znajomych jest dobry zwyczaj pytania właściciela o zgodę na przekazanie numeru komuś trzeciemu, będącemu akurat w potrzebie. Wszystko po to, żeby telefon był rzeczywiście prywatny i nie dzwonił nieustannie, jak centrala telefoniczna ze dwadzieścia lat temu, m.in. z rewelacyjnymi propozycjami zakupu wełnianych skarpet, od których się zdrowieje ze skrętu kiszek, bądź kompletu garnków z wyjątkowych i unikalnych stopów metali używanych także w budowie statków kosmicznych.
Końcówka numeru 210: - Proszę czekać, będzie rozmowa - wyjątkowo idiotyczny sposób na pozyskanie klientów. Bank z jakimś kredytem, jutro pójdę z awanturą, bo dam sobie rękę uciąć, że zastrzegałam i nie dawałam zgody, pewnie znów będą korowody, jak z nartostradą.
*
W końcu dopadłam fachowca, dość szybko, bo już za trzecim razem udało mi się dotrzeć z zadyszką na trzy minuty przed sjestą. Mówię mu, że trudno go upolować - Jak to? Przecież syn był rano! Aaa, czyli jest i syn. Kolejne pokolenie w fachu. Kolejne pokolenie celebrujące popołudniową drzemkę i tylko nie wiem, czy ten starszawy pan w kamizelce, którego tam widywałam, gdy mnie tato zabierał ze sobą, to był owego syna dziadek, czy pradziadek. Zakład działa co najmniej od wojny, a nie wiem, jak było wcześniej i muszę zasięgnąć języka, bo mnie to ciekawi. Sądząc po wieku ojca, syn ledwie zaczął pracować na swoją emeryturę. Bardzo cieszy mnie ta rodzinna tradycja, ale to oznacza, że mieszkańcy mojego miasta już po wieczność będą zmuszeni do brania urlopów okolicznościowych w celu dostąpienia zaszczytu, bo mogą sobie być sputniki i majtki z termostatem, a prawdziwego rzemieślnika i tak nic nie zastąpi.

2 komentarze:

Wiem, słabe to pocieszenie, ale ja mam podobnie. Tylko ze Stanów.
OdpowiedzUsuń
Odpowiedzi
  1. Tak, Stany i Rosja też, ale chyba nie aż tak nachalnie. To chyba jakaś parszywa komercyjna działalność.
    Usuń

poniedziałek, 25 maja 2015

pleśń i zgnilizna

Jest tak wilgotno, że gdyby dało się ścisnąć powietrze w dłoni, to kapałoby na podłogę. Nawet nie jest zimno, ale wisi nad nami taka bura, gęsta wata i ani pół promyka nie dociera do bladych ciał. Mam przynajmniej bałkański plan na emeryturę: rakija, wino i słodkie figi rozplaskujące się pod drzewem. Oraz ciepłe morze dla sztywnych kości. Taki mam teraz cel w życiu.
*
Z pozytywnych rzeczy to wesoły nam dzień dziś nastał, którego z nas każdy żądał, bo pierwszy raz po niemal dwóch tygodniach bolenie prawie ustało. Ja jestem zadowolona, choć ostrożnie, ale doktor to dopiero będzie szczęśliwy jak mu powiem, bo aż żal było na biedaka patrzeć, taki był stropiony. Już jak mnie słuchał, to patrzył jakoś tak podejrzliwie, ale przy badaniu to całkiem zamienił się w znak zapytania. Jeszcze próbował się bronić zadając jakieś dziwne pytania, n.p czy nerka zdrowa, choć przyszłam z twarzą, którą mam jednak trochę wyżej.
- Nie ma pan pomysłu? - zapytałam współczująco, gdy zawisł bez sił nad biurkiem, choć to mnie dopadła Tajemnicza Choroba.
- No nie, bo to nie jest nic typowego - i wymienił z pięć chorób, których nie znalazł.
- Jak jest jakaś choroba, to się wykluje - zakończył optymistycznie. Kazał łykać tablety o wielkości polan do kominka, zrobić se portret i przyjść za tydzień. To pójdę.
Państwowa służba zdrowia. Przyszłam po południu prosto z fabryki, bez żadnych wcześniejszych rejestracji. Lekarz zaczynał przyjmować za pół godziny, byłam szósta w kolejce. Na drugi dzień siedziałam już w gabinecie specjalisty w zupełnie innej spółce. Po wizycie pielęgniarka mnie od razu zarejestrowała na za tydzień i dała numerek. Wszystko za darmo, bez znajomości i nacisków. Mieszkanie na wsi ma zalety.

niedziela, 10 maja 2015

prawdziwa histora Noego

... what the hell do you think Noah and his family ate in the Ark. They ate us, of course. I mean, if you look around the animal kingdom nowadays, you don't think this is all there ever was, do you?

Julian Barnes, "Stowaway", A History of the World in 10 1/2 Chapters.
*
Jak już się to wszystko skończy, będę wreszcie czytać tylko to, na co mam ochotę, także tę historię opowiadaną przez kornika. Ale głównie amerykańskie romanse z happy endem, po których nie ma się żadnych przemyśleń, a jedyne błogie poczucie zadowolenia. Muszę odreagować morderców ze skrzywioną psychiką, pisarki nie potrafiące znaleźć spokoju przez całe długie życie i męczące zabawy z moralnością.
*
Kiedy wracałam wczoraj w nocy do domu, a głowa przestawała wreszcie przypominać arbuz, w którym ktoś powoli i metodycznie wierci otwory, tępym narzędziem, napędzanym włączoną na najwyższe obroty jęczącą cyrkularką i kiedy wjechałam już na drogę przez Wielowieś, zwolniłam i otworzyłam okna. Powietrze było ciepłe, ciężkie, słodkie i lepkie od unoszących się zapachów kwiatów. Gdybym była trzmielem albo pszczołą, byłabym teraz na permanentnym wiosennym haju.

sobota, 2 maja 2015

dwie noce pod mostem,

albo pobawimy się w grę terenową Terminal, jak Tom Hanks. Mamy bilety na samolot, na pociągi między miastami, a nawet noclegi w dwóch z nich i tylko w tym jednym za cholerę nie możemy znaleźć chociażby jakiegoś siennika w piwnicy. A na pierwszy rzut oka taki wybór i recenzje pochlebne, jak na przykład ta :

기차가 연착되어 1시간 늦게 도착했는데 루카는 기다려주었습니다. 위치는 기차역에서 걸어서 15분정도이며 피사 타워도 걸어갈수있읍니다. 가까운 거리에 수퍼마켓이 있으며 근처 Happy Pizza의 피자가 무척 맛있읍니다. 루카가 피사의 역사에 관하여 깊이있는 지식을 가지고 설명해주어 많은 도움이 되었습니다. 루카의 아파트를 추천합니다.