sobota, 24 października 2015

20 tysięcy kilometrów później

Już opadł proch i pył. Skończyłam te moje kryminalistyczne studia i powoli wracam do stanu sprzed. Dopiero teraz, po długich kilkunastu miesiącach mentalnego pobytu w latach pięćdziesiątych, w kilku państwach na dwóch kontynentach, grzebania się w jej szaleństwie i obsesjach odczuwam, jak bardzo obciążające było to doświadczenie i jak bardzo byłam oderwana od życia. Do tego dołożyłam sobie wakacje w Ligurii, gdzie ciągle czułam na plecach obecność Pat i Toma. Pod koniec pracy, gdy pisałam już podsumowania, czytałam jeszcze biografie i wywiady zaczynałam mieć wrażenie, że sama też oszaleję, jeśli się to wkrótce nie skończy. Nieprędko wrócę do jej książek, nieprędko skończę też biografię Wilsona, nie wrócę nigdy do kudłatej autorki drugiej biografii, bo ta nie zachowała bezpiecznego dystansu emocjonalnego.
Zaraz po obronie, w trzy dni przeczytałam trzy beztroskie romansidła, żeby choć trochę oczyścić mózg, było już opijanie, pieczenie chleba, teatr i zakupy i choć najbliższą noc znowu spędzę na tej samej niewygodnej kanapie w pobliżu najświętszej uczelni, to tym razem jedynie w celach towarzyskich.
I tylko z moim samochodem zżyłam się, jak kierowca tira ze swoją ciężarówką. Stanowimy jedno, bombek czyta mi w myślach i sam wie dokąd jechać, jak koń, który zawsze trafi do swojej stajni, nawet z pijanym woźnicą na pokładzie.