piątek, 24 czerwca 2016

wyjdź na pastwisko

Co i rusz światem wstrząsają wydarzenia o różnym poziomie doniosłości, ludzie rwą włosy z głów, gazety drukują duże nagłówki czerwoną czcionką, ceny to rosną to opadają, a ziemia, jak taka wielka spokojna krowa, trwa w swoim własnym rytmie, obracając się do słońca to jedną to drugą stroną.

Lubię :) https://www.youtube.com/watch?v=h-6N1Oxoo4o

środa, 22 czerwca 2016

ptasząt kwilenie

Kiedy ranne wstają zorze dzień zaczynają kosy. Ledwo się niebo zaróżowi na horyzoncie, a już drą się niemiłosiernie w sporej grupie. Ja nie wiem, o czym można tyle gadać każdego dnia z samego rana, ale z powodu braku konkurencji o tej porze, ich głos brzmi imponująco i odbija się echem od ścian. Wieczorową porą, gdy odbywa się drugi koncert, nawet miło posłuchać, ale rano żyłka niebezpiecznie pulsuje i kto się akurat obudził, nie ma szans na dalszy sen, bo śpiew wwierca się w sam środek mózgu.


Potem dołącza się reszta towarzystwa i wrzaski słychać przez cały dzień. Jakieś piski, monotonne rzężenia, terkotania, coś jak rozdzieranie prześcieradła i inne takie, żadne tam piękne śpiewy. Ludzie trwają, bo co maja zrobić.
Gdy po zachodzie słońca dzień robi się trochę matowy, na chwilę zapada cisza, ale zaraz potem eskadry jaskółek latają tuż pod oknami wznosząc okrzyki podobne do tarcia styropianem po szybie. Wtedy zaczynają mi się ruszać wszystkie zęby.
W końcu zapada noc i przez chwilę jest cicho, do czasu, aż rodzice uszatek udadzą się na łowy. Zostawione w gniazdach i dziuplach młode żądają posiłku. Usilnie. Za moim oknem mieszkają co najmniej dwie takie, które powodują, że co wieczór zasypiam w rytm upiornych dość dźwięków, powtarzanych nieustannie co ok 4 sekundy (policzyłam), co daje ok. 15 pisków na minutę. Każdą minutę nocy.


Do rana, bo rano to kosy...

niedziela, 19 czerwca 2016

sałata

Znajoma ma działkę, na której uprawia sobie rozmaitą roślinność, w tym także sałatę. Rosła sobie ta sałata i mężniała, aż przyszła na nią pora, by uświetniać talerz w towarzystwie kotleta schabowego, czy też zrazów. Jednak gdy któregoś dnia właścicielka chciała pobrać ziele, wielkie było jej zdziwienie, bo sałata wyglądała, jakby właśnie wróciła z jakiejś intensywnej nocnej hulanki, taka była złachana. Najwyraźniej ktoś łaził po grządce, dlatego wieczorem, wyposażona w męża i latarkę, kobieta zaczaiła się na sprawcę. Nawet długo nie czekali, gdy bandyci zaatakowali ponownie, otóż okazało się, że to mama kuna urządziła w grządce sałaty plac zabaw dla dwójki swojego potomstwa.

Obiad był z ćwikłą.

sobota, 18 czerwca 2016

mistrzyni gaf, czyli hamulcowy potrzebny na gwałt

T. przyjął gratulacje z zaskoczeniem i radością. Bycie żywym okazało się marną przeszkodą, bo derekcja szkoły była dobrze przygotowana na takie wątpliwości i zacytowała stosowną listę przypadków, nie mogło więc być mowy o precedensie, a że lista współkandydujących była długa, to niebezpieczeństwo wygranej było minimalne. Się jednak okazało inaczej. Papieżpolak jedynyprawdziwy rzeczywiście, jak podejrzewałam, brał udział w wyścigu, jednak wylądował na trzecim miejscu. Bad luck panie Karolu.

Mój dentysta zmienił fryzurę, czym mnie mocno zaskoczył, albowiem tkwiłam w mylnym błędzie, że po maturze, to faceci już raczej nie zmieniają uczesania, oraz, że najtwardsi trwają nawet przy komunijnej zaczesce, no to jednak nie. Jest fajnym facetem, ale teraz wygląda trochę pedalsko, bo sobie wybrał fason modny głównie wśród wczesnonastoletnich elegantów i piłkarzy, no ale co zrobić.

Większa szła na egzamin, koleżanka za nią, bo uliczka była wąska, a szły pod parasolami. Uliczka była z takich, co to porządne dziewczynki nie powinny się w nie zapuszczać, bo mordują i gwałcą, dlatego gdy Większa usłyszała za sobą krzyk, uznała, że trzeba wiać. Potem okazało się, że wrzask podniosła koleżanka po zmasowanym ataku gołębi. Większa pytana dlaczego ją tak zostawiła na pastwę, nie odwracając się nawet, by zbadać przyczyny, twierdzi, że szkoda jej było tych dni nauki, by ginąć tuż przed egzaminem.

Wczorajsze popołudnie mogłoby być kanwą rozdziału poradnika o tym, jak w szybkim tempie zrazić do siebie pół miasta. Zawsze było tak, że myślenie następowało u mnie jakiś rok świetlny po otwarciu gęby, co bywało zabawne i pomocne w okresie młodzieńczym. Później z tym walczyłam i ostatnio zdawało mi się nawet, że  sytuacje, gdy potrafię szlachetnie milczeć są coraz częstsze. Do wczoraj. Mogę mieć tylko nadzieję, że natłok wrażeń i ogólny galimatias spowodują zatarcie wspomnień u niektórych. Taka upierdliwa, mędząca baba to jeden z najgorszych gatunków, więc nie wiem, jak ja z sobą wytrzymam. No przecież nie będę sobie zalepiała ust szeroką taśmą przed każdą konfrontacją ze społeczeństwem, bo to też może nie zostać najlepiej odebrane.

Jeżdżę na rowerze, jem bułki z pasztetem i arbuza, zupełnie mi nie idzie gotowanie i odliczam dni do wyjazdu. Jeszcze tylko trzeba zakupić jakieś leki na bułgarską sraczkę, bo po tym, jak raz dostałam rykoszetem od powracających, wiem, że bardzo zaczepna.