niedziela, 11 grudnia 2016

wschodnia szkoła fryzjerstwa i lektura o Państwie Jedynym

Deszcz ostatecznie zmył wszelkie ślady śniegu i mamy jak w amerykańskim filmie: błyszczące choinki i ulice rozświetlone świątecznymi girlandami, a w dole zielona trawa. Brakuje tylko błękitnego nieba, słońca i styropianowego śniegu.

Czytam 'MY' Zamiatina. Ostatnio kilka razy wpadała mi w ręce podczas jakichś poszukiwań i w końcu wyjęłam z półki. Pamiętam moje wielkie oburzenie jakoś w liceum, gdy zauważyłam, że Orwell garściami przepisywał z Rosjanina, a dopiero teraz doczytałam, że otwarcie się do tych inspiracji przyznawał. I Vonnegut też, i Huxley.
Na razie jestem w połowie i zaraz skończę, bo krótkie. Dla mnie jednak jest to przede wszystkim o jednostce i jej głębokiej potrzebie indywidualności i wcale się nie dziwię, bo w kilka lat po tym, jak 'już z Aurory wystrzał padł', dało się na pewno odczuć obecność różnej maści Opiekunów, że o Dobroczyńcy i Państwie Jedynym nie wspomnę.
Chcę wrócić do 1984, bo chociaż mój egzemplarz przepadł bez wieści to sieć bieży z pomocą  w każdym języku. Poczytam też może kilka innych dystopii, głównie z ciekawości, która z nich będzie najbliższa naszej obecnej rzeczywistości, zwłaszcza po tym, jak dziś rano natrafiłam na wczorajsze przemówienie prezesa prezesów, a tam:
- Dziś mamy bezpośrednią próbę zakłócania uroczystości. Ci którzy tej próby dokonują, mówią "działamy legalnie". Tak, w sensie formalnym działają legalnie. Zarejestrowali swoją demonstrację. Ale zapytajmy, czy legalne, czy dopuszczalne są cele, które sobie stawiają. Czy legalne jest odbieranie prawa innym do tego, by demonstrować, by się modlić. Czy tak powinno to w Polsce wyglądać?

Zwłaszcza zdanie Ale zapytajmy, czy legalne, czy dopuszczalne są cele, które sobie stawiają mnie urzekło. A gdyby tak słowo na duże pe zastąpić nazwą fikcyjnego kraju, to do którego nam najbliżej?

 *
Jakiś tydzień temu natrafiłam na całkiem pusty zakład fryzjerski w bocznej uliczce żydowskiej dzielnicy, to i weszłam, bo już była pora, a w moim fancy zakładzie należy się zapisywać do kolejki z wyprzedzeniem. I już gdym zdejmowała płaszcz, już wtedy coś mi pikało w głowie żeby wiać, bo pustki u fryzjera, to jak pustki w restauracji - zła wróżba. Ale już było za późno, już nie wypadało, a poza tym i tutaj kazano mi się ustawiać w ogonku, gdy byłam poprzednio. -Trudno - pomyślałam sobie -  poproszę, żeby tylko trochę, żeby było jeszcze co ratować.
Gdy myła mi głowę ochlapując przy tym obficie cały mój korpus zwinęłam się w kulkę z rozpaczy - w fancy zakładzie nawet uczennice pierwszej klasy zawodówki o specjalności FRYZJER robią to lepiej. Później było tylko gorzej, bo przyznała, że wprawdzie skończyła technikum, ale ani dnia nie przepracowała w zawodzie, a fryzjerstwa uczyła się na kursie. Na kursie się nauczyła, nie na kursach, na jednym! Już sobie wizualizowałam tę fryzurę a'la enerdowski piłkarz, zwłaszcza, ze sposób cięcia miała dość egzotyczny, a zapytana wprost, moja oprawczyni przyznała, że przyjechała zza miedzy, a nie było łatwo to rozpoznać, bo cholera świetnie mówi po polsku, ale jakoś zaczęłyśmy gadać o życiu tam, o wojnie, o jej synu i tamtejszym systemie studiów i godzina minęła jak z bicza strzelił. No i, o dziwo, nie jest źle. Gdybym jej pozwoliła na rozmach, byłoby pewnie jeszcze lepiej.

2 komentarze:

  1. Też chodzę obcinać włosy do pani zza miedzy i też miałam pierwszy raz wątpliwości .Lepiej jej to idzie niż naszym:))Aśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pusty salom mnie jednak wystraszył (poniewczasie), a wiedzy o kwalifikacjach też mogła mi oszczędzić ;), za to nie mam żadnych zastrzeżeń do wykonu, a inna narodowość to akurat interesująca sprawa, bo jest o czym pogadać.

      Usuń