wtorek, 8 sierpnia 2017

i John i Jacques i Jekatierina

W Bath lało, więc sklepik z pamiątkami pękał w szwach. Dorośli w luksusowej sytuacji, bo sami wydają swoje pieniądze i kupują blaszane kolczyki, gdy na jarmarku koło domu, można nabyć podobne, srebrne za połowę kasy (mła), ale dzieci w opętańczym amoku usiłują wymóc zakup choć najdrobniejszej pamiąteczki od opędzających się rodziców:

- Мама купи мне эти монеткы - żądza w głosie drobnego blondynka przewyższała błagania spragnionego wędrowca o wodę na środku pustyni.
Matka zważyła w ręce woreczek z czekoladowymi krążkami zawiniętymi w złotą folijkę i zastanawiała się pewnie jak wytłumaczyć synowi, że za te same pieniądze nabędzie wagon znacznie lepszej czekolady w najbliższym spożywczaku.

Kudłaty sześciolatek obracał w palcach pięćdziesięciopensówkę i pertraktował z ojcem przy sąsiednim zasobniku
- Tato, a co ty na latarkę za trzy funty?
- Mamy w domu - z brytyjską flegmą ojciec na to.

To samo we wszystkich obecnych w sklepie językach. Ten sam błagalny ton, wykrzykniki w oczach dziecka i olimpijski spokój rodzica.