niedziela, 7 października 2012
dzień święty święcić
Wyspałam się przy okazji niedzieli, wysprzątałam na błysk łazienkę i namoczyłam białe do prania. Jak święto, to święto w końcu. Jeszcze tylko cztery kilogramy papierkowej roboty, wizyta w lidrze, bo ponoć maja już świąteczny asortyment, znaczy marcepany i pierniczki i, mam nadzieję, ciasteczka te takie z imbirem chyba. Na koniec weekendowe odwiedziny u rodziców i luzik. Znaczy przygotowanie planu na kolejny tydzień. Zawsze zazdrościłam urzędnikom, że od momentu zatrzaśnięcia drzwi urzędu nie muszą pracować aż do kolejnego dnia. Ja pracuję prawie na okrągło, z przerwą na sen, robota mi się nie śni, ale nie narzekam, a nawet, co czasem wywołuje szok, lubię, zdecydowanie lubię moją fabrykę. Zobaczymy, co napiszę za rok o tej porze, bo szykuje się rewolucja i możemy z tej błogości, w jakiej pracujemy, wpaść w matrix, w okowy umysłowe, w 'tak, proszę pani/nie, proszę pani'. Zawsze miałam szczęście do szefów, dawali luz, pozwalali myśleć i mieć inicjatywę, więc ciężko by mi było, gdybym nagle dostała się pod rządy idiotów, a boję się takiej ewentualności. Klapki na oczach i ciasne umysły zawsze mnie przerażały. Dawniej walczyłam, usiłowałam dowieść swoich racji, teraz już wiem, że racjonalność przegrywa z ideologią. Każdą, jakąkolwiek. Wolność umysłowa i samodzielne myślenie bywają dla niektórych szefów uciążliwe. Stąd wszystkie obawy i zamrożenie decyzji na rok. Potem zobaczymy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz