środa, 23 grudnia 2020

sąsiedzi

 To miały być pierwsze absolutnie nieświąteczne święta w moim życia, bo do tej pory, mimo, że niespecjalnie celebrowaliśmy, to przynajmniej wigilia była z grubsza tradycyjna. Rodzina z przyległościami uwięziona na wyspie na dobre, H. wiadomo, więc wyprowadziłam tylko drewniane renifery na coroczny grudniowy spacer i miało być tyle. Dzisiaj się okazało, że nie tak łatwo. I to aż w dwa dni. Trochę chyba chodzi o odwdzięczenie się, a trochę o dotrzymanie towarzystwa, ale diabli wzięli błogie lenistwo, bo teraz łamię sobie głowę nad jakimś gotowaniem lub pieczeniem, bo przecież wypada się odwdzięczyć za to odwdzięczanie się i też zaprosić. AAAA! A mogłam wtedy siedzieć w domu na dupie, a nie lecieć, północ w końcu była. 

Woda dziwnie często sprzyja sytuacjom towarzyskim w moim życiu. Bo i drugi sąsiad się zaprzyjaźnił dość niespodziewanie. Do tej pory łączyły nas tematy drwalskie, bo sąsiadujemy w dwóch miejscach, ale wczoraj jednak okołowodnie się udzielał. Ja wiem, że facetów nie należy nadmiernie chwalić, ale jest pierwszym od dawna, któremu nie trzeba pokazywać palcem, bo ma babskie oko do detali i robi, zanim człowiek zdąży usta otworzyć. Do tego działa, jak niewidzialna ręka i to przez niego zbierałam niedawno szczękę ze zrudziałej trawy. 

*

Nawet ten dostąpił udziału w obchodach 
 

*

Poza tym, to powoli się odginam, a do tego radio kiwi rulez.

niedziela, 20 grudnia 2020

radio Dunedin

 Zaczęło się od Radia Nowy Świat, które z ulgą włączyłam  po wieloletniej przerwie w słuchaniu radia w ogóle, bo Trójkę rozpieprzyli, a poziom komercyjnych bywa zbyt żenujący. Przez kilka lat radia słuchałam tylko w samochodzie i ku memu zaskoczeniu najczęściej wygrywa lokalna państwowa stacja z prowadzącym w wieku okołoemerytalnym i niezłym gustem muzycznym. No to teraz przyszła pora na radio internetowe, bo RNŚ też nie zawsze zachwyca, a zwłaszcza w niedzielę - honor ratują Nogaś z Raczkiem, jednak w dużym rozrzucie czasowym.  Zawsze zazdrościłam Brytyjczykom mnogości i różnorodności stacji, mnóstwa małych, lokalnych rozgłośni z cudną muzyką, a teraz odkryłam to samo w internecie i trzasnęło mnie, jak obuchem. Kiedy nudzi się playlista któregoś nadawcy, można dwoma pacnięciami palucha znaleźć coś lepszego. Od wczoraj radio z Nowej Zelandii. Ludzie, jak oni mówią! W pierwszej chwili zabrzmiał mi akcent, jak z BBC i aż się zdziwiłam, że tak ładnie i wyraźnie. Do czasu, tylko jedna babka tak mówi, a cała reszta przekręca słowa w sposób niewiarygodny, ale się nauczę. Za to muzyka bardzo porządna - najczęściej jakieś starocia, ale zupełnie mi nieznane lub mało ograne. Łinsdej, hidlajn, pierents, palis. Wiadomości z NZ i odrobinka z Australii, jakbyśmy tu na górze w ogóle nie istnieli :) Bardzo odświeżające.

Pomogłam z wkurzenia, bo biedne dzieci o wielkich oczach i koty o takich samych skruszą każdy lód, a komu tam zależy na gościach po sześćdziesiątce. Może pijaki, a każdy pijak to złodziej, wiadomo. Czasem się w czymś tam udzielam, jak każdy, kto ma trochę lepiej niż inni lub jest bezpieczniejszy w tym akurat momencie. Regularnie WOŚP, ale tym razem weszłam na stronę Szlachetnej Paczki. Kiedyś już zaglądałam, więc wiedziałam, że można znaleźć potrzebujących w okolicy. Nie było nikogo, to z ciekawości sprawdziłam, jak się sprawy mają w województwie - tylko jedna rodzina i 5 godzin do końca akcji. Na całe województwo zostali tylko oni: starzy, chorzy, niemedialni. Nie są niezaradni, pracują. Nie, nie można wpłacić, żeby wolontariusze zrobili za  nas potrzebne zakupy. Każda wpłata trafi do wspólnego wora, a potem być może pójdzie na dzieci i zwierzęta. Nie, żebym miała coś przeciwko, ale zależało mi na nich. No i dobrze zrobiłam, bo rano wolontariuszka znalazła w skrzynce jeszcze dwa zgłoszenia i tak wespół w zespół daliśmy radę, a potrzeba było prawie wszystkiego.To jest moja radość na święta. I ajerkoniak, bo mam w trzech wersjach oraz flaszeczkę amaruli ze słonia :)

sobota, 31 października 2020

o tym, że Brytyjczycy wspierają strajk kobiet już od lat

 Pamiętam, jak na uczelni braliśmy udział w referendum w sprawie dopuszczalności aborcji i pamiętam, jak bardzo byłam zawiedziona tym, co w końcu zostało zapisane. No, ale to wciąż był czas, kiedy nawet najbardziej lewicowi lewicowcy bali się tknąć czarnych, a w kraju rządziła katolicka ultrakonserwa. Wprawdzie kulturalna, światła i obyta, w odróżnieniu od obecnej, ale jednak. Już wtedy było źle, ale potem się popieprzyło tak bardzo, że aż polscy ginekolodzy zaczęli się umawiać ze swoimi pacjentkami na wycieczki krajoznawcze za pobliskimi granicami. Nie zawsze dlatego, że nie mieli z kim podziwiać południowych stoków Karpat, czy zachodniego brzegu Odry.

Nie wiem, co będzie teraz i naprawdę nie znajduję słów. WYPIERDALAĆ! wydaje się być jedynym i najtrafniejszym.

Kiedy rano zobaczyłam na fejsbuku zdjęcie Bowiego z ery Ziggiego Stardusta z błyskawicą w tle, to przypomniało  mi się, że przecież mam podobne z Bristolu :)


czwartek, 22 października 2020

test

 Test miałam robiony po 23 godzinach od skierowania. Nie było kolejki, ale samochody podjeżdżały jeden po drugim, a wszystkich obsługiwała tylko jedna pielęgniarka. Odbierała też telefony, ale mimo to spędziłam tam tylko kilka minut - szybko poszło, ale co z tego, skoro okazało się, że brakuje odczynników i wciąż nie wiem. Jestem uziemiona w domu i czekam.

Jeśli nie położy mnie wirus, to do zawało doprowadzi własna matka , która wczoraj zaginęła bez wieści, a telefon nie współpracował. O tym, ze się odnalazła dowiedziałam się od sąsiadki, a sama winna zadzwoniła w końcu z pretensjami, ze szukam jej po całym świecie. Z jednej strony wkurza mnie ta jej beztroska, a z drugiej strony cieszy, bo oznacza, że odzyskuje równowagę.

No i tyle. Oglądam słoneczny dzień przez szybkę i czekam na wynik.

wtorek, 20 października 2020

sandały znów droższe

 Drugi dzień w domu i już mi się nic nie chce. Trochę czytam, trochę oglądam, ale nic mnie nie porywa, a jeszcze tyle dni przede mną. Czekam na czytaj.pl, ale niestety, jest tam coraz więcej gówna produkcji modnych maszynek do pisania o dyskusyjnej wartości.Nie, żeby mi brakowało zapasów, owszem, stosy coraz wyższe, zwłaszcza po wstępnych porządkach w domu c., ale jak dostępne od ręki, to jakieś takie mniej atrakcyjne.

Niewątpliwą zaletą mieszkania na wsi jest szybkość załatwiania spraw: już po 40 minutach dzwonienia miałam umówioną teleporadę, a do tego lekarz oddzwonił punktualnie. Drugie 40 w celu umówienia się na test - jeszcze niedawno wchodziło się do namiotu przed szpitalem, a teraz już tylko drive thru. Oczywiście, test na wyrost, nie chcę myśleć inaczej. Bo lekarz mnie zna, bo upewnił się gdzie pracuję, bo w końcu nie tak dawno stwierdzał zgon taty - żadne, albo wszystko na raz. W każdym razie, w pierwszy ciepły i słoneczny tydzień od dawna gniję w domu, choć na działce i w obejściu c. huk roboty. Kupię sobie czipsy na pocieszenie w drodze powrotnej. 

Przez pół roku żyłam w piekle, ale odkąd c. pod opieką, to nawet mama "żeby kózka nie skakała" odzyskała wigor, czym mnie oczywiście przeraża, bo taki napęd w jej wieku trochę ryzykowny. W poniedziałek umyła okna, choć był to najchłodniejszy dzień tygodnia. Ma pogodę w telefonie, to wie, bo w wieku lat osiemdziesięciu właśnie opanowała smartfona. 

To pierwszy miesiąc, w którym powoli odzyskujemy spokój i bardzo trzymam kciuki, żeby nie uziemili znowu samolotów i żeby mama mogła polecieć na wyspę. Tam stale będzie miała towarzystwo oraz masę wrażeń i atrakcji, a ja będę się martwiła tylko o siebie - obu nam się przyda taki luksus.

A sandały zdrożały, jak tylko kupiłam swoje. W październiku zdrożały! Teraz szukam bezobcasowych, ale wcale nie płaskich botków, ale że osiołkowi w żłoby... to nie mogę się zdecydować. 

Poza tym, coś tu spieprzyli i przestałam się umieć poruszać po blogu, do wszystkiego dochodzę naokoło i nie powiem, żeby mnie to wprawiało w szampański nastrój.

środa, 27 maja 2020

tato

Nie wierzę w żadne niebo i piekło, żadnych bogów i tajemne życie w zaświatach - to wszystko to tylko emanacja ludzkich strachów i ignorancji, ale kiedy jem obiad, który jeszcze ugotował tato, to się zastanawiam czy on wie. I że mi smakuje, a nawet mamie, której już bokiem wychodziła ta potrawa. I czy wie, kiedy koniecznie chcę go o coś zapytać, na czym tylko on się znał. I że ten jeden jedyny raz wcale nie musiał być taki wkurzająco samodzielny, bo kto teraz będzie wnuczkom opowiadał głupoty. Że jesteśmy dzielni, że Najstarszy nosi teraz jego swetry i że tak dużo ludzi pamiętało i miało w dupie zarazę, by być z nim ten ostatni raz. I że w dupie mieli, kiedy nas przytulali, ściskali i byli blisko.

I że tak strasznie go nie ma.

piątek, 27 marca 2020

odkrycia w czasach zarazy

Wczoraj po wsi jeździł megafon i kazał siedzieć w domu - jakoś mi się od razu skojarzyło z filmami wojennymi. Niestety, od razu było widać, że megafon nie jest profesjonalistą, bo kiepsko było słychać, znacznie gorzej, niż tych, co to reklamują sklepy z pralkami, czy pożyczki. Ale siedzę, jak kazali, co moja autystyczna część mnie bardzo lubi.

Odkrycia mam takie, że ubiegłoroczne truskawki można przerobić na pyszne koktaile, których do tej pory nie tykałam, bo nie lubię potraw o konsystencji papki. A jednak! Okazało się przy tym, że te duże zielone banany, które miały być takimi bardziej warzywnymi, po poleżeniu kilku dni zaczynają być pyszne i zbyt słodkie, jak na dodatek do obiadu.

Praca zdalna obfituje w odkrycia zarówno smutne, jak i te miłe. Na przykład takie, że poziom opanowania edycji tekstu u niektórych współpracowników jest tragiczny i od samego patrzenia na to bolą mnie zęby. Innego smutnego odkrycia dokonuję za każdym razem, gdy staję na wadze. Przyjemne zaś jest to, że po ogarnięciu bałaganu i ustawieniu priorytetów, praca zdalna jest stosunkowo łatwa, ALE po ustawieniu priorytetów, co oznacza, że raczej się bawimy, niż naprawdę pracujemy. Sieć, szczęśliwie, dostarcza aż nadmiaru materiałów, tylko brać, obrabiać i poddawać konsumpcji.

Po dwóch tygodniach bilans jest taki, że bardzo się cieszę z posiadania jednej pary spodni z gumką w pasie (w nocy miałam sen, że z łatwością mieszczę się w jakieś stare szorty), stałam się posiadaczką jednej nowej pary butów (ale jakich!), te dwie listy filmów naj (50 + 100) w ogóle nie były zrobione na te czasy, oraz, że nie jestem gotowa na kino hongkońskie (tak, jest taki przymiotnik). 


środa, 25 marca 2020

jest super*

Tak właśnie pomyślałam, że pięknie jest, zwłaszcza, że ci @#$%^& przedstawiciele przewodniej siły narodu zapewniają w telewizorze o doskonałej kondycji wszystkiego. A radosna ta myśl mi przyszła do głowy, gdy moje główne narzędzie pracy trafił szlag, zapewne z przeciążenia, ale dam sobie rękę uciąć, że ten żółw ze trzy razy dzisiaj publicznie zapewni naród, jak doskonale sobie radzimy, że przygotowanie jest perfekcyjne. No gówno jest! I to na każdym polu. Gdy znajoma lekarka przez trzy doby samotnie ratowała zakażonego, sam pan minister wystosował do niej wiadomość, której przesłanie brzmiało mniej więcej tak, że musi być gotowa na śmierć razem z pacjentem, ale odstąpić nie może. Matka dzieciom. No to trwała, a jak się chory ustabilizował, to znajomy doktor zorganizował wyprawę ratunkową i przejął człowieka z rąk chorej już w tym czasie lekarki. Inną lekarkę zwolniono z pracy, gdy śmiała zauważyć, że kiepsko jednakowoż.

Wszystko mamy: ludzi mamy, sprzęt mamy, narzędzia mamy. Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej! Ja się tylko dziwię, że ten kurdupel (niektórzy twierdzą, że inteligentny) nie zauważa, że od kilku lat tworzy kopię PRL - byłam wtedy dzieckiem, ale pamiętam dość, żeby widzieć podobieństwa. Fakt, niektórzy żyją w rzeczywistości alternatywnej.

* tak, o tę właśnie pieśń mi chodzi

poniedziałek, 23 marca 2020

po tygodniu

Końca nie widać. Po kilku dniach pilnego śledzenia wiadomości odpuściłam już sobie całkowicie, czasem tylko rzucam okiem na jakieś wiadomości. Codziennie przybywa zakażonych i zmarłych. Z powodu zakażenia zamykane są całe oddziały, a nawet szpitale. Personel się powoli wykrusza, bo też padają ofiarą, bo brakuje zabezpieczeń. Prywatne firmy przestawiają produkcję na szycie masek, a dziś wyczytałam nawet o domowej produkcji plastikowych przyłbic na drukarkach 3d. Bogaci wrzucają miliony na pomoc i tylko chciwy pan Tadziu z Torunia żebrze o datki dla siebie. Na złote, a skromne.

Praca w domu nie jest fajna. Jest trudniejsza i bardziej pracochłonna, a dodatkowo sama muszę zbudować narzędzia i tylko szlag mnie trafia, jak w telewizorze pokazują, jakie to fajne, zabawne, inne. Może. Z tej drugiej strony, u odbiorcy.

Robię zakupy na trzy domy, a że staram się wychodzić jak najrzadziej, to w efekcie brnę zazwyczaj objuczona jak wielbłąd. I tylko ojciec się trochę przejmuje sytuacją, a cała reszta ma fiu bździu w głowie.  Może i lepiej. Oby tylko to mnie martwiło.


niedziela, 15 marca 2020

pierwszy dzień kwarantanny

W poniedziałek nie idę do pracy. Na razie na dwa tygodnie zostaję w domu, ale chiński przykład pokazuje, że to może trwać znacznie dłużej - u nich zaczęło się w listopadzie, a dopiero teraz powoli zaczynają się otwierać.
Wieści ze świata są straszne i niestety dotyczą najbliższych: trójka lekarzy na pierwszej linii frontu oraz działające wciąż szkoły - to nie jest optymistyczne. Nie rozumiem tamtego społeczeństwa, czytam ich prasę i nie widzę żadnych sprzeciwów. Rząd wymyślił, że przepuści przez nich wirusa, najsłabsi umrą, a zostaną tylko silni i nic. Włosi też zamawiali taksówki pod szpitale i jeździli do knajp. No. *
Umarła żona A. na całkiem innej półkuli. Płuca.

Wczoraj jeszcze krążyłam po mieście, Większa śmieje się, że jestem super spreader, bo byłam w aż trzech sklepach (w dwóch jako jedyna klientka), a potem jeszcze odwiedzałam starszych członków rodziny rozwożąc wiktuały. Rodzice dali mi kasę na zakupy -  zawsze dają, a ja nigdy nie biorę, ale wczoraj poczułam, że jest zbyt poważnie - trzeba się będzie nagimnastykować, żeby im to jakoś zwrócić. Ojciec jest karny i siedzi w domu, ale mama ze swoim adhd długo nie wytrzyma, dobrze, że ma działkę, a tam jest sama. Muszę tylko nakazać, żeby zachowywała dystans podczas rozmów z ludźmi przechodzącymi mimo, tylko, że ona jest strasznie  niesubordynowana i tego się najbardziej boję.

Zaczęłam czytać "Miłość w czasach zarazy" (ciekawe dlaczego akurat taki wybór), a tu dolatują informacje, że "Dżuma" poszybowała w rankingach sprzedaży, jak widać nie ja jedna wpadłam na taki pomysł, bo u i mnie Camus stoi w kolejce. Całe szczęście, że jest sieć i nieograniczony dostęp do książek, tylko, że przy tej obfitości czasu i lektury maleje apetyt, no zobaczymy.

*apdejt po lekturze fejsbuka:
Otóż, nieprawdą jest jakoby obyło się bez protestów, bo jeszcze w czwartek został do rządu wystosowany list otwarty podpisany przez blisko 300 naukowców z brytyjskich uniwersytetów i innych instytucji, gdzie wyłożone wszystkie racje stojące za zamknięciem kraju, na co minister zdrowia odpowiada, że planuje się skierowanie prośby do osób w wieku powyżej 70 o pozostawanie w izolacji. Planuje się skierowanie tej prośby W NAJBLIŻSZYCH TYGODNIACH. Nie już, na razie niech się zarażają, roznoszą i wymierają. Be reasonable people.