Końca nie widać. Po kilku dniach pilnego śledzenia wiadomości odpuściłam już sobie całkowicie, czasem tylko rzucam okiem na jakieś wiadomości. Codziennie przybywa zakażonych i zmarłych. Z powodu zakażenia zamykane są całe oddziały, a nawet szpitale. Personel się powoli wykrusza, bo też padają ofiarą, bo brakuje zabezpieczeń. Prywatne firmy przestawiają produkcję na szycie masek, a dziś wyczytałam nawet o domowej produkcji plastikowych przyłbic na drukarkach 3d. Bogaci wrzucają miliony na pomoc i tylko chciwy pan Tadziu z Torunia żebrze o datki dla siebie. Na złote, a skromne.
Praca w domu nie jest fajna. Jest trudniejsza i bardziej pracochłonna, a dodatkowo sama muszę zbudować narzędzia i tylko szlag mnie trafia, jak w telewizorze pokazują, jakie to fajne, zabawne, inne. Może. Z tej drugiej strony, u odbiorcy.
Robię zakupy na trzy domy, a że staram się wychodzić jak najrzadziej, to w efekcie brnę zazwyczaj objuczona jak wielbłąd. I tylko ojciec się trochę przejmuje sytuacją, a cała reszta ma fiu bździu w głowie. Może i lepiej. Oby tylko to mnie martwiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz