sobota, 31 października 2020

o tym, że Brytyjczycy wspierają strajk kobiet już od lat

 Pamiętam, jak na uczelni braliśmy udział w referendum w sprawie dopuszczalności aborcji i pamiętam, jak bardzo byłam zawiedziona tym, co w końcu zostało zapisane. No, ale to wciąż był czas, kiedy nawet najbardziej lewicowi lewicowcy bali się tknąć czarnych, a w kraju rządziła katolicka ultrakonserwa. Wprawdzie kulturalna, światła i obyta, w odróżnieniu od obecnej, ale jednak. Już wtedy było źle, ale potem się popieprzyło tak bardzo, że aż polscy ginekolodzy zaczęli się umawiać ze swoimi pacjentkami na wycieczki krajoznawcze za pobliskimi granicami. Nie zawsze dlatego, że nie mieli z kim podziwiać południowych stoków Karpat, czy zachodniego brzegu Odry.

Nie wiem, co będzie teraz i naprawdę nie znajduję słów. WYPIERDALAĆ! wydaje się być jedynym i najtrafniejszym.

Kiedy rano zobaczyłam na fejsbuku zdjęcie Bowiego z ery Ziggiego Stardusta z błyskawicą w tle, to przypomniało  mi się, że przecież mam podobne z Bristolu :)


czwartek, 22 października 2020

test

 Test miałam robiony po 23 godzinach od skierowania. Nie było kolejki, ale samochody podjeżdżały jeden po drugim, a wszystkich obsługiwała tylko jedna pielęgniarka. Odbierała też telefony, ale mimo to spędziłam tam tylko kilka minut - szybko poszło, ale co z tego, skoro okazało się, że brakuje odczynników i wciąż nie wiem. Jestem uziemiona w domu i czekam.

Jeśli nie położy mnie wirus, to do zawało doprowadzi własna matka , która wczoraj zaginęła bez wieści, a telefon nie współpracował. O tym, ze się odnalazła dowiedziałam się od sąsiadki, a sama winna zadzwoniła w końcu z pretensjami, ze szukam jej po całym świecie. Z jednej strony wkurza mnie ta jej beztroska, a z drugiej strony cieszy, bo oznacza, że odzyskuje równowagę.

No i tyle. Oglądam słoneczny dzień przez szybkę i czekam na wynik.

wtorek, 20 października 2020

sandały znów droższe

 Drugi dzień w domu i już mi się nic nie chce. Trochę czytam, trochę oglądam, ale nic mnie nie porywa, a jeszcze tyle dni przede mną. Czekam na czytaj.pl, ale niestety, jest tam coraz więcej gówna produkcji modnych maszynek do pisania o dyskusyjnej wartości.Nie, żeby mi brakowało zapasów, owszem, stosy coraz wyższe, zwłaszcza po wstępnych porządkach w domu c., ale jak dostępne od ręki, to jakieś takie mniej atrakcyjne.

Niewątpliwą zaletą mieszkania na wsi jest szybkość załatwiania spraw: już po 40 minutach dzwonienia miałam umówioną teleporadę, a do tego lekarz oddzwonił punktualnie. Drugie 40 w celu umówienia się na test - jeszcze niedawno wchodziło się do namiotu przed szpitalem, a teraz już tylko drive thru. Oczywiście, test na wyrost, nie chcę myśleć inaczej. Bo lekarz mnie zna, bo upewnił się gdzie pracuję, bo w końcu nie tak dawno stwierdzał zgon taty - żadne, albo wszystko na raz. W każdym razie, w pierwszy ciepły i słoneczny tydzień od dawna gniję w domu, choć na działce i w obejściu c. huk roboty. Kupię sobie czipsy na pocieszenie w drodze powrotnej. 

Przez pół roku żyłam w piekle, ale odkąd c. pod opieką, to nawet mama "żeby kózka nie skakała" odzyskała wigor, czym mnie oczywiście przeraża, bo taki napęd w jej wieku trochę ryzykowny. W poniedziałek umyła okna, choć był to najchłodniejszy dzień tygodnia. Ma pogodę w telefonie, to wie, bo w wieku lat osiemdziesięciu właśnie opanowała smartfona. 

To pierwszy miesiąc, w którym powoli odzyskujemy spokój i bardzo trzymam kciuki, żeby nie uziemili znowu samolotów i żeby mama mogła polecieć na wyspę. Tam stale będzie miała towarzystwo oraz masę wrażeń i atrakcji, a ja będę się martwiła tylko o siebie - obu nam się przyda taki luksus.

A sandały zdrożały, jak tylko kupiłam swoje. W październiku zdrożały! Teraz szukam bezobcasowych, ale wcale nie płaskich botków, ale że osiołkowi w żłoby... to nie mogę się zdecydować. 

Poza tym, coś tu spieprzyli i przestałam się umieć poruszać po blogu, do wszystkiego dochodzę naokoło i nie powiem, żeby mnie to wprawiało w szampański nastrój.