The Pogues & Kirsty McColl - Fairytale Of New York
Drugi tydzień jeżdżę na zabiegi do O. U nas okres oczekiwania jest liczony w miesiącach, a tam w tygodniach, więc nie było się nad czym zastanawiać. Lawirując między jednym, a drugim obowiązkiem zawodowym oraz ekscentrycznymi godzinami wydawania elektrod, pędzę codziennie tam i z powrotem między przecinanymi właśnie drzewami. Lubię jeździć tamtędy rowerem, nie aż tak bardzo ruchliwa, a drzewa dają przyjemny cień w lecie. Zimą zaś, zawsze, wysoko w koronach siedzą drapieżniki, jastrzębie może. Siedzą i obserwuję, zawsze się przy nich prostuję w fotelu, bo czuję się, jak na defiladzie. Dziś jeden miał chyba coś na oku, bo zawisł nad drogą. Majestatycznie, nieruchomo, poważnie.
14 XII - luty - do południa lekki mróz i bezchmurne niebo, słonecznie, potem trochę wiatru, a teraz już pochmurnie.
p.s.
skarpety z angory drapią w pięty, ale cieplutkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz