sobota, 8 lutego 2014

ósma rano

Ci, którym małe dzieci nie urządzają zawodów z kogutem o to, kto wstanie szybciej i narobi hałasu, powinni w soboty mieć prawo do zanucenia "Obudziłam się później niż zwykle...". Niestety, organizmy wytrenowane całotygodniowymi pobudkami o brzasku nie chcą się tak przestawiać z dnia na dzień. W efekcie już o ósmej rano miałam w komputerze gotowy dokument zapisany czcionką Calibri (potem zmienię na TNR). Dokument ma też tytuł, który mam nadzieję, nie ulegnie już poważniejszym zmianom.
Ostatnio miałam coraz więcej wątpliwości i im dłużej usiłowałam wstawić zebrany materiał w jakieś ramy, tym bardziej całość wydawała się mglista. Wczoraj, jak Ania, byłam już w otchłani rozpaczy, gdy w czasie czytania znów mnie olśniło, tak samo, jak poprzednio i wszystko samo powpadało we właściwe szufladki. Jak to dobrze, że amerykańscy wykładowcy literatury mają w zwyczaju pisanie blogów, tylko czerpać. Od razu też inaczej spojrzałam na M. H. Clark, już miałam rzucać tego jej harlekina w cholerę, ale po spojrzeniu z nowej perspektywy może się okazać przydatny. W końcu to ma być Popular Literature, a taka literatura, jakie społeczeństwo, co jest do udowodnienia.
Szkoda tylko, że kilogramy przybywają mi wprost proporcjonalnie do ilości zebranego materiału i odwrotnie proporcjonalnie do traconych dioptrii. Taki koszt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz