uff, już mi trochę uszła para, ale zagotowało się dziś. W zasadzie ten sam problem co zawsze- niechęć do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku ponad absolutne minimum. Nie mogę śrubować wymagań w kosmos, bo część może w ogóle przestać łapać kontakt, ale dojrzewa we mnie chęć zemsty. Mogę podkręcić tempo i zacząć czepiać się detali, absolutnie wszystkich detali.
To są znów dylematy perfekcjonistki, ale z drugiej strony naturalnym zachowaniem człowieka jest to, że wybiera rzeczy, które wydają mu się bardziej atrakcyjne. Daję za mało marchewek na to wychodzi. Nawet szkoda o tym pisać. Liście szumią, słońce świeci, grzyby można kosą, to po co się denerwować, jeszcze mi żyłka pęknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz