wtorek, 18 grudnia 2012

Raz Dwa Trzy - W wielkim mieście

Mam dość powoli, nie wiem, może zmęczona jestem, ale nienawidzę tej niepewności, poczucia zagrożenia, a przede wszystkim bezsilności, bo jak widać rozsądek nie ma nic do rzeczy. Nasza szefowa jest rozsądna, to powyżej uchodzi za raroga. Najgorzej, że ci którzy nami rządzą, kiedyś z nami pracowali i mieli lepiej niż dobrze, choć pracownikami byli takimi sobie, a nawet chyba nie, szczególnie ten matoł, który nie potrafi składnie jednego zdania zbudować. Najgorsze niedojdy (coś, jak K. z teksty Frasyniuka;)) dostały do ręki władzę i tworzą jakieś pomniki własnej próżności i pychy.
Rzygać mi się chce na to wszystko i mam ochotę uciec. Zawsze w takich chwilach pojawia się to pragnienie: uciec, bo gdzie indziej już będzie dobrze. Zacząć wszystko od nowa i już będzie git. W tym przypadku, to nawet nie jest całkiem nierealne, bo są jeszcze miejsca, gdzie rozum stoi jednak trochę wyżej od poloru i wydmuszek.
Do tego całą terapię o kant d..y rozbić, mimo zakończonych właśnie zabiegów jestem w puncie wyjścia. J. podrzuciła mi myśl o sanatorium i nie jest mi ta myśl obrzydliwą. W każdym razie byłoby to rozsądne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz