środa, 19 grudnia 2012

Kayah - Ding Dong

Lista świątecznych pieśni w obcym języku leży i gnije, bo od kilku dni polskie chodzą za mną bardziej. Ciary wywołuje tylko jedna, ale ona czeka na wigilię.
Z dobrych wieści to Większa dostała wczoraj pierwsze zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, a były obawy, bo na letni kurs przygotowawczy dostały się tylko dwie Chinki z jej szkoły, ona była trzecia, ale tylko na liście rezerwowej, no i tam pozostała niestety.
Oczekiwania wobec kandydatów są bardzo wyśrubowane i oprócz bardzo dobrych wyników liczy się też cała sfera pozanaukowa. Większa chodzi na rzęsach, by sprostać i chyba nie widzi siebie nigdzie indziej. W lecie z zachwytem opowiadała o krwawej jatce w kolanie pacjenta i wszystkich tych okropnościach, które mnie przyprawiają o mdłości, a jak była mała, to każde otarcie kończyło się histerią i zabranianiem nawet oglądania tego. No cóż, tu zaszła zmiana, że się tak klasykiem podeprę. Trzymam kciuki w nadziei, że ostatecznie to ona będzie mogła wybierać pomiędzy uniwersytetami. Obecnie jednak, przyszła pani wąska specjalistka robi ze swoją młodszą siostrą taki rumor, że musiałam wczoraj odsuwać telefon od ucha w obawie o bezpieczeństwo moich bębenków. O czekoladkę. Wrzask przez pół Europy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz