Znowu mnie dopadło, bo dawno nie było, ale są plusy. Gorzej wyglądam, niż się czuję rzeczywiście, a super bonusem jest to, że się dzięki temu wyłgałam z fabrycznego opłatka, co napełnia mnie niewymownym szczęściem.
Nasza brać robotnicza tworzy fajny dość zespół, zgrany, mimo, że każdy z innej bajki, ale kurde modlić się i żegnać na zawołanie nie lubię. Gdyby to było zwykłe świeckie zjedzenie barszczu i wypicie wódki, to i owszem, ale ta cała celebra mnie mierzi. Najśmieszniejsze jest to, że dla większości liczy się tylko ten barszcz i wódeczka, ale wszyscy karnie klepią pacierze nad półmiskami ze śledziem. No to bleee, nieprawdaż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz