Tylko ta dwójka wyłamuje się z konwencji, ale data i tak jest ładna.
Siedzę i piszę, bo takie miałam założenie na weekend - dwa teksty dziennie. Na razie trzymam się rozkładu jazdy, co u mnie nieczęste, dlatego warte odnotowania. Jak zwykle zostawiłam na ostatnią chwilę i jak zwykle, pod presją nieźle mi idzie. Jeszcze lepiej idzie, gdy wykonuję jakieś czynności niezwiązane, dlatego dzisiejszy tekst jest wymyślany podczas zmieniania pościeli, nastawiania prania, mycia naczyń, a nawet szycia. Tym sposobem, jeszcze przed południem, jestem na końcowym etapie. Tekst równie dobry, jak poprzednio, może miejscami lepszy i mniej naiwny, ale i tak wiem, że wszystko zależy od czytającego i tego, jaki poziom będą prezentowały teksty towarzyszące. Nie napinam się więc, choć bardzo bym chciała. Jeśli się nie uda, będę zawiedziona, ale bywa przecież.
Większa dostała kolejne zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, oznacza to, że przeszła już przez pierwsze sito. Tym razem do stolicy, ale to nie jest jej pierwszy wybór, dobrze więc, że pierwszą rozmowę odbędzie w miejscu, na którym jej tak bardzo nie zależy. Mówię do brata, że skoro dostaje kolejne zaproszenia, to może ją przyjmą (baliśmy się, bo poprzeczka strasznie wysoko), a ten oburzony, że jasne, że kogo, jak nie ją. Niby prawda, dzieci mają udane, a Większa dodatkowo ma miły charakter swojej mamy i finezyjne poczucie humoru naszego dziadka.
Mniejsza za to skakała z koleżanką na trampolinie, jak znam życie, to obie rozebrane do rosołu, bo wiadomo, że styczeń to dobra pora na uprawianie takich sportów ałtsajd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz