środa, 14 sierpnia 2013

domek na końcu miasta

Trudno uwierzyć, że już go nie ma. Spotkania z nim były najfajniejszym kawałkiem każdego tygodnia. I kto by pomyślał, co? ;) Był pyskaty, uparty i wkurzający i nie zliczę, ile razy gryzłam się w język i ile razy powstrzymywałam już prawie rozpędzoną rękę od trzepnięcia go w ucho. Prawie rok zajęło nam docieranie się, ale potem było świetnie. Wiecznie zrzędził, że daję mu za dużo roboty, a potem wykonywał z nawiązką, to była taka gra w 'Ja ci jeszcze pokażę!', o której żadne z nas nawet się nie zająknęło i udawało, że nawet nie myśli. Gnojek jeden, jak śmiał tak nagle, bez ostrzeżenia, przecież miałam tyle planów i nawet nie wiem, czy wykonał ostatnie zadanie, czy w ogóle się zabrał.
Chyba przy każdej śmierci pojawia się refleksja, że 'już nigdy ...', a mnie się ciągle kołacze po głowie: 'No jak to?!'
Pewnie tam ci lepiej mały, ciekawe, z kim się teraz kłócisz. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz