wtorek, 31 grudnia 2013

2013

Wbrew trzynastce na końcu, to był dobry rok, od początku miałam zresztą takie przeczucie. To był rok podróży do nowych miejsc, a tym samym spełniania dawnych marzeń.

W styczniu przyszedł wielki lód. Spadł deszcz, a potem nastał mróz i wszystko wyglądało, jak jedna wielka świąteczna dekoracja. Świat na moment się zatrzymał w zachwycie i ze strachu przed zanikiem siły tarcia.


Luty to zimowe podróże:

Urocza, zamglona angielska prowincja.



.

 York. Tym razem chodziłam uliczkami, których jeszcze nie znałam. Miasto w słońcu wyglądało pięknie z katedrą wychylającą się zza każdego rogu

Bristol, choć w deszczu, to bardzo mi się spodobał i chciałabym tam jeszcze wrócić. Cały pobyt naznaczony decyzją Benedykta, bo w każdym kiosku piętrzyły się gazety ze zdjęciem błyskawicy nad Watykanem. Wcześniej takie fantastyczne scenariusze można było jedynie wyczytać u Dana Be.
W marcu była zima, przeciągnęła się do kwietnia, więc w tatowym karmniku nastało oblężenie. Czyżyki zdążyły już wrócić z ciepłych krajów i okazały się największymi bandytami u żłoba. Choć maleńkie, przeganiały dużo większe wróble, sikorki i dzwońce.
Maj zaczął się patriotycznie uroczystą paradą w Rzeszowie. Było sporo grup rekonstrukcyjnych i cała impreza, choć rozwlekła, to dość interesująca.
W lipcu odbyliśmy wielką wariacką podróż dookoła Grecji, w większości bocznymi drogami, gdzie już nie ma napisów w alfabecie łacińskim, bo normalni turyści się tam nie zapędzają. Wreszcie, po tylu latach, znaleźliśmy się we wszystkich tych miejscach, które dotąd znaliśmy tylko z detalicznie wyuczonej historii. Tyłek Leonidasa w Wąwozie Termopilskim.

 Barany na cmentarzy przykościelnym w Widecombe. Przełom lipca i sierpnia to kolejna wymarzona podróż, tym razem na pd-zach cypel Anglii. Dwa tygodnie w Devon i Kornwalii. Domy kryte strzechą, rude klify, dzikie koniki, miejsca, jak żywcem przeniesione ze średniowiecza, no i cudny dom Sue i Audrey. Gdy jeździ się lokalnymi drogami, z dala od autostrad, zaczyna się odnosić wrażenie, że czas się zatrzymał, albo nagle, jakimś cudem, znaleźliśmy się w dekoracjach do filmu historycznego. To samo widziałam w innych regionach, dlatego tak mnie i śmieszy i drażni namaszczenie, z jakim Brytyjczycy celebrują zniszczenia i cierpienia, których doznali w czasie wojny, choć wiem, że dla nich, zazwyczaj bezpiecznych na wyspie, było to trudne doświadczenie.
Na wrzesień przypadł jubileusz rodziców. Świętowali w sumie chyba z miesiąc, ale finalna impreza zorganizowana przez ratusz była fajnym, bardzo sympatycznym podsumowaniem.

Październik to kolejne Radosne Spotkanie, które przygotowałam i odbyłam przepełniona niesmakiem.
W listopadzie zniknęły drzewa, które oddzielały mnie od miasta. Wielkie i zielone kompletnie zasłaniały centrum i pozwalały cieszyć się widokiem na dziki ogród. To na nich, na samym czubku siadywał sinym świtem kos i budził wszystkich drąc się wniebogłosy. Żal mi drzew i ze smutkiem spoglądam teraz na równo wygrabiony trawnik.

 W grudniu przyleciał Ksawery, który dopadł mnie na samym szczycie górki gdzieś na Roztoczu. Zasypywał śniegiem bez litości i nadziei na szybkie wydostanie się z sięgających pach zasp. Nadzieję traciłam stopniowo wraz z narastającą warstwą śniegu oblepiającą samochód. To dość przerażające, gdy siedzi się w środku, nie może nic zrobić i tylko czuje, że śnieżna czapa narasta. Żuk jednak, z niewielka pomocą innych kierowców, przedarł się dziarsko przez wykopane w zaspach tunele i dotarłam wprost w środek 'The Turn of the Screw', czyli pozostałam w tej samej nierzeczywistej atmosferze.

Ostatni dzień roku, jak i kilka poprzednich, spędziłam bardzo pracowicie. Napisałam chyba niezłą pracę i poukładałam sobie w myślach kilka rzeczy. Choć może się to wydać absurdalne, takiego Sylwestra chciałam.

2 komentarze:

  1. Tyłek Leonidasa bardzo :D

    Życzę Ci samych udanych Sylwestrów. I wszystkiego pomiędzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Toteż obfotografowałam go z wielu stron ;)

    Wzajem :)

    OdpowiedzUsuń