czwartek, 15 maja 2014

Przezorna jak Noe

Wiadomo, że jak są Trzej Ogrodnicy i Zimna Zośka, to pogoda bywa parszywa, ale teraz straszyli powodzią już od poniedziałku. U mnie, jak zwykle w takich razach, świeciło słońce. Aż do dziś. Z rana lunęło i nie przestaje, a że w mojej lodówce było tylko pół kalafiora, mleko i musztarda, to postanowiłam się zaopatrzyć na wypadek klęski. Na szczęście, po ubiegłorocznych letnich wakacjach na południu Anglii mam porządne nieprzemakalne buty i takąż kurtkę, więc odziałam się szczelnie. Samochód jest dość wysoki, więc łatwo go rozpoznałam na parkingu po wystającej antenie. Po drodze mijałam listonosza w płetwach i czapce uszance. Jak już wylałam wodę z butów i auta, oraz powyganiałam z foteli kijanki mogłam ruszyć do sklepu, w którym parking jest pod samymi kasami. Kupiłam nawet słodkie rogale i hermetycznie zapakowaną wędlinę. Wiem, zgniją mi od tego kiszki, a na składkowych wakacjach w lipcu policzą mi koszty przejazdu za półtorej osoby, ale potop to nie jest przecież pora na jakieś diety.
Jest prawie tak:
Tylko, że gdy nad Tiszą nagle się skończył asfalt, to przynajmniej był prom. Może i mikry, może i musieliśmy czasowo pozbawić N. podstawowych swobód obywatelskich, by w ogóle na niego wlazła, ale był, a tu ani pół kajaka. Trzeba mi było kupić te wodery w Lidrze, jak leżały.

2 komentarze:

  1. Całkiem słonecznie, jak na powódź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłoby sugerować słowo "prawie", zdjęcie służy jedynie celom porównawczym ;)
      W rzeczywistości było buro, woda przenikała przez ściany i trzeba było ratować dobytek.

      Usuń