czwartek, 1 maja 2014

moje paszporty

Paszporty, bo dziś okrągła rocznica przystąpienia do UE, co dla mnie wiąże się głównie z ułatwieniami w podróżowaniu. Nawet z przejażdżki rowerowej po okolicy wracam z tyłkiem mniej obolałym niż dawniej, bo dzięki unijnym programom nasze wsiowe drogi są w coraz lepszym stanie.

Ten po prawej jest najstarszy z trójki, ale to nr 2. Nr 1 miał pieczątkę uprawniającą mnie do odwiedzenia tylko kilku bratnich krajów i dzięki niemu zobaczyłam Berlin Wschodni z przyległościami. Mieszkałam wtedy w pałacu we wsi o ślicznej nazwie Großkreuz. 
Drugi, ostemplowany do ostatniego skrawka wolnego miejsca zawiera już pieczęć zezwalającą na podróże po całym świecie oraz wizy brytyjską i niemiecką. Tym razem miejsce stacjonowania w samym sercu Bawarii nosiło złowrogą nazwę Wolfersdorf, zaś angielskie miasteczka i wsie miały nazwy miękkie i  łagodne. 
Środkowy zawiera pamiątkową pieczątkę wbitą dziesięć lat temu na granicy polsko-słowackiej, który to stempel niemal wydarliśmy celnikowi z gardła, bo w ciągu jednej nocy stracił całe zainteresowanie legalnością przekraczania granicy przez tabuny turystów szwendających pomiędzy polską Szczawnicą, a słowacką Lesnicą. 
Najnowszy nie ma jeszcze dwóch lat, a w środku tylko dwa stempelki z Serbii, choć w tym czasie spędziłam w sumie sześć tygodni w podróżach po sześciu europejskich krajach.
Najczęściej w ogóle nie potrzebuję paszportu ani gotówki w kilku walutach, bo wystarczają dwa kawałki plastiku: dowód osobisty i karta bankowa. To dla mnie najbardziej bezpośrednio odczuwalny efekt zmian.

2 komentarze:

  1. Co by nie gadać - o biurokracji, bezduszności, urawniłowce - ja lubię być w Unii. Nawet nie zauważamy na co dzień, ile dzięki temu zyskaliśmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne! Nawet nie trzeba się bardzo starać, żeby wynaleźć wady i unijne absurdy, trudnej te drobne czasem rzeczy, które zmieniły nasze życie na lepsze i łatwiejsze, bo teraz to się wydaje takie oczywiste.

      Usuń