wtorek, 15 lipca 2014

lipiec, Hiszpania, 8 °C

No nie zgrzaliśmy się jakoś specjalnie, a momentami zastanawialiśmy się nawet, czy to rzeczywiście ten kraj, do którego rzekomo przyjechaliśmy. Brakowało nam polarów i ciepłych gaci, bo krótkowzrocznie zabraliśmy jedynie hurtowe ilości kremów z filtrem, a w sklepach tylko japonki i torby plażowe, ale daliśmy radę i wyzwiedzaliśmy dokumentnie wszystko, co nam na drodze stanęło.
Hiszpania, jak to Hiszpania, wiadomo, zabytki i turyści (Rosjanie nie posłuchali bat'ki Putina i nie spędzają tego lata na Krymie, o czym przekonywaliśmy się każdego dnia i w każdym miejscu). Gibraltar bardziej brytyjski, niż wszystkie wyspy brytyjskie wzięte do kupy i pomnożone przez cztery, a ulica i tak gada po hiszpańsku. Prawdziwi, mieszkający tam Brytyjczycy ubolewają, o czym zapewnił nas jeden z nich, ale to tam spotkaliśmy najmilszych, najbardziej pomocnych i skorych do rozmów i żartów ludzi, zarówno wśród poddanych królowej, jak i króla.

Prawdziwa egzotyka to jednak nie miasta, ale różne dziury i campingi, zwłaszcza niemieckie, zwłaszcza nadreńskie, które na zawsze zburzyły moje wyobrażenia o kraju Angeli. Po półrocznym pobycie w Bawarii byłam przekonana, że nawet największy abnegat ma w szafie wyprasowaną koszulę i wyczyszczone do błysku buty, że ichni ład i porządek to fakt. Taki miałam spaczony pogląd, jakże błędnie! Generalnie było ... powiedzmy, że bardziej dziko, niż na naszych polach namiotowych sprzed lat. Na jednym, w kontenerze ablucyjnym,  na drzwiach toalety wisiał przybity, jak postulaty Lutra w Wittenberdze, elaborat o używaniu papieru toaletowego. W tym przybytku akurat nieobecnego, stąd odezwa do publiczności o szkodliwości stosowania innych materiałów, które zatykają i trzeba się przebijać, "a to nie jest przyjemne!" - donośnie brzmiało zakończenie. Całość po niemiecku, stąd się domyślam, że obcych tam raczej niewielu. Naszą sąsiadką była przygarbiona, na oko siedemdziesięcioletnia nowozelandzka staruszeczka podróżująca po Europie skuterem Vespa. Z namiotem. Taka fantazja.
Drugi niemiecki camping był dla jeszcze większych twardzieli, a bohaterką dnia okazała się poręcz przy schodkach do knajpy, która niemal wszystkim jej klientom ratowała zdrowie, a może i życie, gdy po spożyciu, z mozołem udawali się do swoich siedzib. Gdy zaraz po przybyciu zapytaliśmy o coś do jedzenia, wszyscy nagle zamilkli i z niebotycznym zdziwieniem wpatrywali się w nas przez dobrą chwilę, śmiechy urwały się w pół, a tlące się papierosy zawisły niebezpiecznie na rozchylonych wargach, po czym kręcąc z niedowierzaniem głowami, wrócili do picia, palenia i kart - to była scena, jak z amerykańskiego westernu, gdy jakiś obcy trafia przypadkiem do saloonu - barman nieśmiało wydukał, że nie, a gdy otwierał nam piwa, bałam się o jego bezpieczeństwo, że straci równowagę i będziemy go mieli na sumieniu, taki był zmęczony życiem. Przy stoliku obok przycupnęła para Szwajcarów, spłoszonych widokiem jeszcze bardziej, niż my.
Na pozostałych było już bardziej zwyczajnie, raz Norwedzy nas napoili niezłą brandy, innym razem my ratowaliśmy Niemki ładowarką i prądem, karmiliśmy koty i wróble, produkowali sangrię w garnku, a sałatkę w miednicy, jak to w podróży.

Francuskie wulkany. Mówi się, że nieczynne, ale kto to wie.

4 komentarze:

  1. Nie powiem matce o siedemdziesięcioletniej staruszeczce. I Ty, dla własnego dobra, natychmiast przestań tak myśleć. Inaczej przyślę Ci w paczce ten wulkan energii, jak u piętnastolatki i będziesz musiała kupować jej torebki. I buty. I kiecki. Zobaczysz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem dla własnego dobra nie wspomnę również o aktywnych wakacjach z Go Beyond. Natknęliśmy się na nich w miejscach, w które normalny turysta nie zagląda. Przewodnik i jego terenowy land rover wyglądali, jakby właśnie wrócili z safari po Afryce albo z planu filmu podróżniczego BBC, mieli pod opieką grupę pięciu rześkich sześćdziesięciolatek i ciągali je po różnych zakamarkach.
      A może by tak kupić mamusi traperki i plecak?

      Usuń
    2. Mamusia była górołazką w młodości. Intensywną. Obecnie nieco się uskarża, że siły już nie te, czyli ma pewien rozziew pomiędzy głową a resztą. Czego ona by tu jeszcze nie zrobiła, a wymięka na drugiej czynności.
      Ale za to jak wygląda!
      Matko Naturo - nie szczędź tego gena.

      Usuń
    3. Dobry gen wart jest wszelkiej ochrony i pomnażania.

      Usuń