piątek, 12 września 2014

książki, które odłożyłam na półkę


Zazwyczaj, gdy biorę nową książkę do ręki, to pierwszą rzeczą, którą mam ochotę zrobić jest otworzenie jej i zatopienie się w czytaniu aż do ostatniej strony. Pamiętam to uczucie z dzieciństwa, gdy przynosiłam stos z biblioteki i nie mogłam zdecydować która pierwsza, bo każda wydawała mi się taka ciekawa. Wiadomo, że ta dziecięca ciekawość i naiwność mijają i coraz rzadziej zdarzają się takie książki, które wciągają mnie do tego stopnia, że nie zauważam życia toczącego się obok.
Ostatnio dopadło mnie to w księgarni, w przejściu, między kasą, a wejściem do sklepu i nie przeszkadzali mi chodzący za plecami ludzie, ani rozmowy toczące się przy kontuarze. Książkę odłożyłam na półkę dopiero gdy poczułam wzbierający w gardle szloch.To był "Długi Film o miłości. Powrót na Broad Peak" Jacka Hugo Badera.
Sporadycznie zdarza mi się robić rzeczy bardziej niebezpieczne od chodzenia po ulicach w godzinach szczytu, ale zazwyczaj nie odbiegam od tego, co robią inni. Chyba narty są najbardziej ekstremalne w moim życiu, ale tylko po wyznaczonych trasach, żadnego tam naśladowania Bonda. Dżejmsa Bonda. Lubię życie i od dawna mam wyrobione zdanie na temat łażenia po bardzo wysokich i niebezpiecznych górach, nawet jeśli w czapce uszance i małe wrażenie robią na mnie kolejne śmierci alpinistów. Są szaleńcami z pełną świadomością wszelkich możliwych niebezpieczeństw, jednak, gdy ogląda się historię oczami tych, co pozostali trudno nic nie czuć. Na oskarżenia pod adresem autora natrafiłam dopiero później, ale one nie odbierają mocy książce.

Kilka tygodni wcześniej, odłożyłam "Pęknięte miasto Biesłan" Pawlaka i Wlazły. Jeszcze przed 10 rocznicą tragedii, która spowodowała, że nie Westerplatte, a pamięć o dzieciach z Biesłanu mrozi serca pierwszego września. Trudno się czyta wspomnienia ocalałych i tych, którzy nie dotarli do szkoły na czas. Ani o zazdrości tych, których śmierć bliskich nie dotknęła. 

Dziś rano Nogaś przyniósł "Zwrotnik Ukraina", zbiór esejów pod redakcją Jurija Andruchowicza. On zawsze opowiada bardzo sugestywnie i nigdy się nie zawiodłam na książkach, które poleca, ale po tę chyba nie sięgnę, zwłaszcza po wysłuchaniu wspomnień Julii na początku szóstej minuty audycji. Dokładnie w tym samym czasie siedziałam chora w domu i zamiast leżeć w łóżku przerzucałam kanały z niedowierzaniem, ale wszystkie stacje mówiły to samo, i nasi, i Niemcy i Amerykanie, tylko zdjęcia były inne, Wtedy nie czułam zimna ani temperatury, tylko strach, który od tamtej pory jest ze mną cały czas. Od kilku tygodni słyszę koła pociągów towarowych dudniących nocami po pustych od lat torach, a za chwilę, kilkadziesiąt kilometrów stąd zaczynają się manewry NATO. Nie mogę od tego uciec, bo to tutaj jest, ale nie chcę o tym czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz