czwartek, 6 sierpnia 2015

w pracy przecież

Siedzę w domu i udaję, że pracuję, ale urobek mam, jak w czasie włoskiego strajku. Jem tylko to, co przywiozę z działki plus chleb. A na działce szaleństwo, rodzice dumni, że im tak obrodziło, bo nad wyraz w tym roku.
Doprowadziłam do perfekcji wykonanie fasolki duszonej w pomidorach z cebulą i bazylią, popijam kompotem z czarnej porzeczki z wkładką z niedojrzałych jabłek, które nadają łagodności i wspominam foccacia, farinaty i zadowolonych dziadeczków na skuterach w kaskach na siwych głowach i cygarami w zębach. 'Buongiorno!' - przywitał się taki jeden parkując u naszych kolan i poszedł na kawę tuż obok.
*
- Gdzie można kupić bilet do X?
- U mnie nie, przykro mi, ale może w tamtej budce.
- A kiedy będzie otwarta?
- Nie wiem, może jutro rano. - a do tego tak rozbrajający uśmiech, że człowiekowi nawet przykro nie jest, że nici z wycieczki.
*
- Nie jedźcie tam, szkoda czasu, tam nic nie ma, ja znam swoje miasto! - pan policjant cały w szczęściu i uśmiechach ochoczo zaplanował nam dzień, gdy tylko dowiedział się o naszych bzdurnych pomysłach ;)

Autoportret zawsze, na każdym tle. Turyści profesjonalni nosili jeszcze ze sobą specjalne wysięgniki. W tej sytuacji nie jestem pewna, czy ten wyjazd mi się liczy


3 komentarze:

  1. Nie liczy się, ale wierzę, że to jakoś nadrobisz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak czułam już w trakcie, że może się nie liczyć ;)

      Usuń
    2. Następnym razem trzeba będzie jednak wyciąć ten patyczek z leszczyny i jakoś zamocować aparat na drugim końcu, nie ma żartów ;)

      Usuń