sobota, 26 marca 2016

wyjąłeś mi pan z ust

Dopieroż dywagowałyśmy sobie z koleżanką Łoterlu o poprawności politycznej pod poprzednią notką, a tu sam profesor Mikołejko powtarza toczka w toczkę, jakby moje myśli czytał:

-  Poprawność polityczna na zachodzie dziś pęka, bo obnażyła swoje nieciekawe oblicze - nie wolno powiedzieć, że gwałciciel to np. muzułmanin. U nas ta poprawność nie zdążyła pęknąć, bo się nie przyjęła. Marcin Wroński, autor kryminałów retro, powiedział kiedyś, że to co dziś jej poprawnością polityczną przed wojną nazywało się przyzwoitością. Poprawność polityczna spełnia w jakimś stopniu rolę użytecznego hamulca, ale ona jest pewnym porządkiem ideologicznym.
 
Cały wywiad jest jednak dość przygnębiający, co z tego, że mądry, kto dziś słucha mądrych? Niestety, nie kupiłam Polityki. Już dawno minęły czasy, kiedy nieodzownym elementem świątecznych przygotowań było zakupienie prasy, choć lepiej powiedzieć: upolowanie, bo u Bolka na stacji wszystko się szybko kończyło i trzeba było krążyć po całym mieście żeby znaleźć świąteczny Przekrój czy Politykę. Teraz, ze względu na ślepotę, nie lubię czytać gazet na glansowanym papierze, a Przekroju już nie ma wcale, a taki był fajny ze stronami, które trzeba było samemu przecinać. Tam poznałam cała najlepszą literaturę.
Tak, teraz jest zdecydowanie za dużo błyszczącego papieru. W myśli, mowie i uczynku.

Ze świąt upiekłam pasztet według tatowego, wyśmienitego przepisu, zrobiłam sałatkę, a za chwilę będę piec chleb. Z porządków to całkiem porządnie posprzątałam łazienkę, że nawet w okularach wydaje się czysta. Jajek nie święcimy, bo obie z ciotką uznałyśmy, że chrzanimy to i będą to pierwsze święta, w których oficjalnie nie będą uczestniczyć kropione produkty spożywcze. Nieoficjalnie zdarzało się to regularnie, gdy ja byłam wysyłana z koszyczkiem. Zawsze jakoś tak mi się trafiało, że ksiądz właśnie kończył i wpadałam do kościoła, gdy wszyscy zbierali już swoje dobra, to zbierałam i ja. Niepokropione.

*
- O, jest pani w domu! - ucieszył się zdziwiony listonosz.
Taką mamy grę, że gdy się spodziewam przesyłki, to staram się być, bo nie chce mi się potem biegać na pocztę, a on i tak nie zostawia awizo, tylko przychodzi drugi raz jak już obleci okolicę. Najczęściej jednak trafia za pierwszym razem i się dziwi.
- O, już ma pani wolne, to tylko ja dzisiaj pracuję?
Się tylko uśmiechnęłam zawstydzona, że nie jestem pielęgniarką, ekspedientką, strażakiem, policjantem, piekarzem, lekarzem, pogotowiem gazowym ...


*
Na poczcie list od Większej o treści następującej:
Mniejsza dostala taki list od szkoly, ze terefere, niby taka super ekstra. Ja mysle, ze sobie z internetu sciagnela albo cos, ale nikt mnie juz nie slucha. Ani nie kocha, ani nie podziwia. - No faktycznie, ani pies z kulawą nogą.
A w załączniku oficjalne pismo ze szkoły, w której furtkę stolarz zdążył zrobić jeszcze przed  dyktaturą Cromwella, a której miejsce można sobie zaklepać przechodząc wielostopniową serię kastingów. No faktycznie, piszą, że terefere i że w ogóle.

*
 Stoję w kolejce do kasy, a za mną tacy dwaj, co to jeszcze ani piękni, ani dwudziestoletni. Rozmawiają o świętach. Mówi jeden:
- Dziadkowie pojechali z wujkiem nad morze, tak sobie wymyślili. Potem przez pół roku będą jeść piasek, ale takie mieli marzenie, żeby nad morze. Ja ich nigdy nie zrozumiem.
To mi się żal chłopaka zrobiło, że tak bez marzeń i szaleństw żyje. Że wystarczy mu czapka z daszkiem, towarzystwo kumpli i droga szkoła-dom, przecież w tym wieku powinno się przede wszystkim marzyć i to o rzeczach wielkich i nieosiągalnych. To już moi blisko osiemdziesięcioletni rodzice mają większą fantazję. Ojciec może trochę spokojniejszy, ale mama ze swoim adhd ciągle coś wymyśla. Tydzień temu wsadziłam ich do żelaznego ptaka i polecieli nad morze właśnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz