sobota, 24 kwietnia 2021

żniwa

 Grabarze zacierają ręce, klepsydry się nie mieszczą na cmentarnej tablicy ogłoszeń, w cmentarnej kaplicy leży się dwójkami i można sobie porównywać wieńce obu nieboszczyków, a na koniec pogrzebowe śpiewy z różnych cmentarzy wzajemnie sobie wchodzą w paradę. A przecież mieszkam na wsi, gdzie przed pandemią całymi tygodniami ani się nikt nie rodził, ani nie umierał. Oraz tak, te wszystkie historie z czarnych komedii to prawda: bo i sklerotyczna współwłaścicielka zakładu pogrzebowego, i brak nieboszczyka, niepewność, kto właściwie leży w trumnie, gdy ta już się objawiła, a na koniec trzymanie kciuków za grabarzy, żeby im się trumna, ani nogi nie omsknęły do grobu, bo tak było ciasno. Cudem jest, że mi nie pękła żyłka, a kilkakrotnie niebezpiecznie pulsowała, zwłaszcza w kontaktach z klerem, który musiał być. Za to po tym, jak winny przedstawiciel pana B. został przykładnie opierdolony, kolejny wywiązywał się wzorowo zerkając tylko czasem dla upewnienia się, że nie uchybia.

Składajcie kondolencje. Podejdźcie i powiedzcie dobre słowo, może być nieszczerze, to całkiem nieistotne. Wsparcie i obecność ludzi w takich chwilach jest bardzo ważna i jestem za nie bardzo wdzięczna. Ja, która normalnie mogę nie widywać ludzi całymi dniami, a ich dotyk w czasach pokoju wprawia mnie w zakłopotanie.


3 komentarze: