piątek, 28 września 2012

Kiss this Thing Goodbye

Ni stąd ni zowąd zajrzał dziś do mnie P. Taki jasny chłopak. On ma tę poświatę, jaką czasem roztaczają jasnowłosi; gdyby był dziewczyną facetom miękłyby kolana na widok. Jak zwykle pełen planów i entuzjazmu do tego, co robi. Jeszcze nie zaczął studiów, a już wie na pewno jaki chce wykonywać zawód i nie było w jego głosie żadnego wahania. Podziwiam to, bo w jego wieku, we mnie kłębiła się masa wątpliwości. Bardzo mnie ucieszyła ta wizyta.
Kilka lat temu dzieliliśmy niedole rehabilitacji, a teraz mówi, że przyzwyczaił się do lekkiego bólu. Wiem, z czasem  przestaje się go notować, tak, jak okulary na nosie. W sumie, to aż dwójce młodych ludzi życzyłam dziś powodzenia na kolejnym etapie ich życia. Fajnie tak na nich patrzeć pełnych planów, z uśmiechem w oczach, gotowych na zmianę.
W fabryce, z powodu zrobienia drobnego remontu mojemu komputerowi, w wersji typu 'walnij go z góry', musiałam posprawdzać czy hula. W ramach sprawdzania najpierw był koncert 'The Killers' (w robocie!!), a potem Del Amitri:
Chociaż TA wersja podoba mi się bardziej, z dźwiękiem, jak z garnka. Nie wiem, skąd oni wywlekli te antyczne nagrania. Gdyby nie Geoff, pewnie nigdy bym ich nie poznałabym i gdyby nie jego nagranie z piskiem, nie szukałabym. Geoff jest jedynym znanym mi człowiekiem, który wie ile kół ma Concorde, ale nie strzelił od razu, tylko utkwił oczy w suficie i liczył z pamięci. Gra w Trivial Pursuit z nim i Billym to jedno z moich najmilszych wspomnień z tamtego pobytu w Londynie. Concord latał mi co rano nad głową, gdy wychodziłam z mieszkania. Pięknie wyglądał w locie, na tle nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz