Z kotkiem tyle mam wspólnego, że dochtórka także i mnie zaleciła rodzaj diety, choć choroba się mieści w górnych częściach ciała, no i kazała siedzieć w domu, co skwapliwie wykonuję. Dała mi przy tym tak zamaszyste zwolnienie, że chyba pierwszy raz w tym stuleciu uda mi się wyzdrowieć do końca. Mimo garści tabletek z rana, sił mam akurat tyle, żeby leżeć malowniczo na szezlongu, no to siedzę sobie przed komputerem, zaparta twardo w krzesełko i obrabiam ostatnie fotki. Nawet nieźle wyszły, mimo częściowego braku świadomości w trakcie ich wykonywania. Albo to zasługa malowniczej jesieni, która zawsze wygląda dobrze.
Miło tak się na chwilę oderwać od życia, nie myśleć o robocie, w ogóle o niczym nie myśleć. Pooglądałam kawałek telewizji śniadaniowej w jednym i drugim programie. No ja nie wiem, ja bym tego nie dała rady w większej dawce. Całość polega na tym, żeby prowadzący ładnie się prezentowali i stanowili clou programu. Nawet jak się trafi ciekawy temat i interesujący rozmówca, to wszystko to ginie w potoku słów duetu ŁadnaPani i ŁadnyPan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz