wtorek, 20 listopada 2012

cierpienia wyrobnika

Siedzę nad kolejnym ghost writing, za które, nawiasem mówiąc już dostałam pieniądze, i chce mi się wyć. Gdyby to była powieść detektywistyczna, to czytelnik do końca nie wiedziałby, kto zabił i dlaczego. Po zakończeniu też nie. Może pomogłoby rozrysowanie tego wieloma kolorami i czcionkami na planszy.
Zdarzyło mi się ostatnio kilka razy posłuchać noblistów tłumaczących swoje dokonania. Chemia, matematyka, medycyna, czy jakakolwiek inna dziedzina nauki na tym poziomie to, wydawałoby się, coś niezmiernie skomplikowanego i niedostępnego dla przeciętnego śmiertelnika. Otóż nie, okazuje się, że można o tym mówić niezwykle jasno, prosto, a do tego zajmująco. A potem czytam teksty zwykłych doktorów czy profesorów i przy każdym zdaniu zachodzę w głowę, co też autor miał na myśli. Tłumaczenie to bzdura, ale sedno! Gdzie jest sedno? Nie, żeby obeszło się bez rysowania, analizowałam każdą frazę i nanosiłam na plan i do końca nie byłyśmy pewne, którędy też autor poprowadził ów szlak. No to teraz jest podobnie. Ale w końcu średniowiecze powinno być tajemnicze, co nie?

Appendix : sprawdzając coś w słowniku trafiłam na 'rolmopsa' i naszła mnie straszna ochota na śledzia, nawet go sobie wyobraziłam takiego w oleju na talerzyku i widelczyk i kawałek bułki, taa

Appendix', 1 grudnia: właśnie się dowiedziałam, że autor tekstu, który we dwie musiałyśmy rozrysowywać, nie bardzo zadowolony z tłumaczenia. Seriously? ;p OK, są okoliczności łagodzące, to Czech piszący po polsku, i ma zaiste nowatorskie podejście do polszczyzny ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz