piątek, 2 listopada 2012

Jeszcze ludzie, jeszcze nie dusze

Nie tego oczekiwałam, nie to miałam na myśli. Listopadowe spotkania na cmentarzu i w drodze zawsze były okazją do obgadania spraw i ludzi. Raczej lekko i na wesoło. Tym razem było inaczej.
Przy wyjściu natykamy się na krewnych. Wzruszające spotkanie z kuzynem, który zakłopotany nie potrafi znaleźć polskich słów, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania. Zaraz potem drugi, prawie dobrą już polszczyzną śpiewa w telewizorze emocjonalny tekst. Nie jesteśmy dla siebie już tylko legendami znanymi z opowiadań starszych krewnych, możemy się w końcu zobaczyć i dotknąć.
I to ostatnie, najgorsze, wieczorem. O tym, że C. już odchodzi, o tym, że jego koledzy chcą się z nim pożegnać i rozmowa z bratem, który nie może tam być. Jego słowa, zawsze racjonalnego lekarza, bardziej ludzkie i emocjonalne niż moje. Rok temu pili razem wódkę na spotkaniu po latach. Biały kitel i cały nowoczesny sprzęt nie okazały się żadna tarczą, dały tylko dojmującą świadomość tego, co nieuniknione.
Rudy, okrągły i uśmiechnięty - tak go pamiętam i jest mi strasznie smutno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz