czwartek, 1 listopada 2012



Proszczawajte bratia, syny naszy luby
Propalyste dla nas myly i holuby
Jak kamiń pry szyi w kyrnyciu na dno.
Wy poczywajte z Bohom na wiki
My sia syrotamy w swity lyszyly 
Szczobysmo lyszeni waszej opiki
za wamy w placzu wes wik tużyly

Więcej jest spokoju, smutku i zadumy na starym wiejskim cmentarzyku zasypanym kolorowymi liśćmi, niż wśród marmurowych i granitowych nagrobków zdobnych wypasionymi wieńcami i lampionami. Nie lubię tego gadania, pokazywania w telewizji, tego zadęcia i hałasu z okazji święta, które potrzebuje wyciszenia. Nie potrzebuję tego zgiełku. Gdy myślę o moich dziadkach, których już tak długo nie ma, to przede wszystkim się uśmiecham. Uśmiecham się do dziadkowych opowieści o małym przedwojennym miasteczku, w którym, jak w kociołku mieszali się Polacy, Ukraińcy, potomkowie austriackich osadników i Żydzi. Do celnych powiedzonek babci. Do ich mądrości, inteligencji, tolerancji i pogody. Moi bliscy, których już nie ma, są ze mną w takim samym stopniu, jak wtedy, gdy żyli. Stan ze swoją fantazją i krztyną szaleństwa, Edek z wiecznymi cytatami trafiającymi prosto w cel i wywołującymi fontanny śmiechu, prawy i lojalny Ludwik i wszyscy inni.
Zaraz upiekę placek z jabłkami i cynamonem, a potem pójdziemy na cmentarz do babci z grobem przystrojonym na kolorowo, bo tak lubiła i do dziadka, który z kolei nie cierpiał pstrokacizny, więc pamiętamy o tym i wybieramy rozsądnie. Powoli, po cichu, pieszo. Spotkamy dawnych znajomych, zobaczymy, kto się postarzał, a kto wciąż trzyma się świetnie. Zobaczymy, czy ktoś zadbał o groby tej czy innej rodziny, czy dzieci przyjechały z końca świata, no i najważniejsze, jak są przyjezdni ubrani. Kto elegancko, kto awangardowo, kto niechlujnie. Bo to jest takie święto. Bo śmierć jest częścią życia. Coraz lepiej to wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz