Ze zdumieniem zauważam coraz częstsze i odważniejsze wypowiedzi anty krzyżackie w swoim środowisku. Po tym, jak tajemnicza mgła do spółki z brzozą pozbawiły pewien samolot właściwości lotnych, miałam zgoła inne wrażenia. Były jedynie słuszne gazety przynoszone na zakład, było cytowanie, głośne snucie przypuszczeń, się zastanawianie, było także pełne aprobaty omawianie kazania pewnego idioty z Przemyśla. A wszystko to z pełnym przekonaniem i podniesioną głową. Liczni pozostali milczeli, udawali zajmowanie się czymś innym, wychodzili pod byle pozorem i w gruncie rzeczy nie do końca było jasne, którędy przebiega granica między jednymi a drugimi.
W mojej fabryce jest ten dobry zwyczaj unikania konfrontacji - pracujemy razem, a łączy nas nie tylko stół, ale i sprawy, które rozwiązujemy wspólnie. Trudno byłoby tworzyć kreatywny team w dzień po ideologicznej kłótni. Dezaprobatę wyrażano więc umiarkowanie lub za pomocą mimiki czy innej pantomimy.
Zaczęło być inaczej jakby. Zaczęło się z rana od dyskusji o "Pokłosiu", które, póki co, wszyscy znamy jedynie z recenzji - znów były cytaty i przykłady, bo każdy co innego czytał lub słuchał. Były rzeczowe argumenty, bo niedaleczko wydarzyła się podobna w wymowie historia, ale i każdy zna jakiegoś Sprawiedliwego. Było za i przeciw i ach, jak ja lubię to, że potrafimy dyskutować nie kłócąc się i nie obrażając i że zaraz potrafimy gadać o czym innym i razem się śmiać.
No i w końcu doszło do dyskusji głównej, w trakcie której zakładowa katoliczka, nie mogąc się przebić ze swoimi argumentami, skapitulowała w końcu i wyszła. A wsparcia biedna znikąd nie dostała. Nie jest nawet istotny temat, bo czy trotyl, czy dzieło sztuki, za każdym razem chodzi o podział, jakiego dokonali w narodzie ci, którzy kradli księżyc. Podział na czerń i kolor, piątkową rybę i mięsne rozpasanie, na 'tak' lub 'nie' i 'chyba' lub 'dlaczego nie'. Nawet w mojej małej wiosce ludzie zaczynają mieć w dupie plebana, tym bardziej, że jemu samemu daleko do kanonów moralności. Pod każdym względem.
Piszę to w dniu, w którym przez wioskę przeszedł pochód krzyżowców (a przynajmniej miał iść) w obronie, pochód, który miał zgromadzić wszystkich mieszkańców szeroko rozumianej okolicy. Ciekawi mnie tylko iluż to świętych ojców wspomniało z ambony o jutrzejszym święcie niepodległości i zachęcało do publicznego cieszenia się. Ciekawość, ile też wiernych owieczek będzie jutro uczestniczyło.
p.s.
z najwyższym zdziwieniem obserwowałam też 'przemianę' koleżanki empeel, która jeszcze niedawno niemal nosiła sutannę za księdzem i głośno oraz często dawała wyraz poparciu, a teraz równie głośno mówi co innego. Cóż za cudowna metamorfoza. Oto mistrzyni zabezpieczania tyłów. Od niej nam się uczyć.
p.p.s.
a wieczorem pani w sklepie na dole rysowała mi długopisem obrazek zauważony w Polityce o możliwości obucia się ... Polski ;)
Zmiany. Zmiany. Zmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz