niedziela, 2 grudnia 2012

sadźmy ryż !

Czasem jest tak, że robimy coś niedokładnie, że nie wykonujemy każdej kolejnej czynności, zostają czasem jakieś zbędne śrubki czy inne elementy po chałupniczych naprawach. Mnie niedokładność dopada zazwyczaj, gdy jestem zarobiona. Bywa, że kupuję produkty, które już są w domu w znamienitej ilości, że ekspres robi kawę bez kawy - raz zrobił kawę bez wody, ale ta karkołomna próba zakończyła się dla niego zejściem śmiertelnym. No i jest jeszcze pralka. Robienie prania u mnie, ze względu na mikrą przestrzeń łazienki, to poważne przedsięwzięcie logistyczne i wymaga wykonania kilku niezbędnych operacji. Najważniejsza z nich to przełożenie do wanny węża odprowadzającego brudną wodę. Można zapomnieć o wszystkim innym: można nie odkręcić dopływu wody, można nie nasypać proszku, można nie przycisnąć pstryczka uruchamiającego maszynę, ba!, można nawet nie włożyć ubrań do środka. Ale nigdy, przenigdy nie można zapomnieć o tym wężu!
Zapominam  regularnie.
Być może to dlatego klepki parkietu wokół łazienkowych drzwi straciły dawny blask. Po dzisiejszej powodzi przybędzie im siwych włosów na pewno. No i sąsiadka na dole zalana na bank, sama widziałam, jak woda wlewała się pod klepki w narożniku. Szczęśliwie babsko nie mieszka tu na stałe a tylko bywa. Zawsze mogę powiedzieć, że to sąsiad, a nie ja. W naszej klatce są znane takie przypadki. Raz powódź z czwartego wylała się na parterze.
No to poleciałam do łazienki, gdy przy drugim (DRUGIM!) wylewaniu się wody znowu (ZNOWU!) usłyszałam ten dziwny plusk. Gdy już mi wróciły władze umysłowe stałam po kostki w wodzie walcząc z wężem, pralka ciągle prała, a w tejże samej wodzie, w której brodziłam, pływał nędzny plastikowy przedłużacz, do którego maszyneria była podłączona. Nawet zdążyłam się zdziwić, że jeszcze mnie nie poraził prąd.
No, to tak to było.

Strasznie dużo dzisiaj głosek z klawiszem Alt Gr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz