niedziela, 9 grudnia 2012

The Killers - Happy Birthday Guadalupe

Pierwszy raz usłyszałam to chyba z rok temu, a przypomniało mi się dziś jedynie z tego powodu, że Kuba Strzyczkowski wreszcie dopłynął. Do Gwadelupy nomen omen. Mnie przeraża sama myśl o pobycie w jachciku na środku oceanu. Prom, statek, coś dużego to prędzej, ale nie takie małe coś w wód bezmiarze z otchłanią pod spodem.
Tak samo, jak mieszkanie na wysepce gdzieś po środku oceanu, a to stąd, że wczoraj poczytałam sobie opinie o wakacjach na prywatnej, rajskiej wyspie na Seszelach. Najbardziej mnie ubawiła opinia Iana z Sheffield. Bogate słownictwo i takaż zapewne kieszeń, ale jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że któryś z niedalekich przodków jeszcze na szychtę pod ziemię zjeżdżał, kto wie, czy nie dziadek i wszyscy stryjowie. Tata był bystrzejszy i zdobył majątek, albo mama się dobrze wydała. No chyba, że to sam Ian przez całe dzieciństwo w kąciku odrabiał lekcje, a że zawzięty był to zdobył stypendium w prywatnym koledżu, gdzie musiał walczyć z akcentem, bo koledzy nie dawali mu żyć. Długo i mozolnie wspinał się na szczyt, zdobył kasę i splendory i w końcu wybrał się na Seszele, a tam skandal za skandalem. Widać, że Ian przegląda kolorowe glansowane czasopisma gdy odwiedza mamę, bo najpierwszym zarzutem było to, że kierownik wyspy nie wybiegł z przywitaniem, gdy Ian z Sheffield wylądował, a przecież w każdym numerze glossy dziewczęta w ludowych strojach lub lokalne orkiestry wiwatują na cześć każdego członka royal family. Do tego jeszcze w oceanie prądy, w dżungli ptactwo i zapach guano, a wszystko za TAKIE pieniądze. Skandal panie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz