piątek, 12 kwietnia 2013

spring bo springen

Najpierw wiał wiatr, dzwonił szybką w latarence nad wejściem, przeganiał zimowy pył i nie wróżył nic dobrego. Taki wiatr zawsze przynosi deszcz i obleka wszystko w szarość. Ale i tak można w końcu pozbyć się warstw podkoszulków, swetrów i kurtek, Już samo słowo 'kurtka' wywołuje we mnie agresję. Porzuciłam spodnie i z radością oglądał swoje nogi w krótkich spódnicach.
Tydzień temu widziałam pierwsze bociany, latały w mżawce niepewne co robić z tym białym na ziemi. W niedzielę koło Zamościa przeleciała nade mną taka zdyszana trójka, pewnie miały świadomość, że ktoś tam czeka na tego dzieciaka, bo gnały na złamanie karku. W ogóle droga jak stół (o, sobotnie dreszcze!) i zabytkowe kościoły po wsiach: cztery chaty i barokowa świątynia, musi bogaty był pan, albo dużo miał grzechów. Podobało mi się, tak przygranicznie było.
Po okołoświątecznych traumach podróżnych mam tak serdecznie dość ruszania się z domu, że aż przejrzałam szafy i okazało się, że nie ma potrzeby kupowania nowej wiosennej garderoby, a wystarczy zestawić różne zapominane elementy. Co przyjęłam z ulgą i zostawiłam samochód w stanie spoczynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz