sobota, 13 kwietnia 2013

przez uchylone okno

Jakby komuś się zdawało, że wiosna to sama radość, to niech posiedzi u mnie jeden weekend. Rankiem, gdy jeszcze wszystko śpi, a świat spowija miękka cisza, w gniazdku, po smacznie przespanej nocy, prostuje kości kos i nie omieszka podzielić się poranną radością z bliższym i dalszym otoczeniem. Siada naprzeciwko mojego okna, na najwyższej gałązce najwyższego drzewa i zaczyna swoje dźwięczne trele i tylko echo odbija się od śpiących ścian. A gdy już cała okolica otrząśnie się po gwałtownym przebudzeniu, wychodzą maniacy kosiarek i piłują te biedne trawniki, aż zęby bolą. Trawniki się w pewnym momencie kończą, choć akurat koło mnie są spore areały, no to mamy jeszcze tych pieprzonych drwali, co to, gdy tylko nastanie ciepło wywlekają z szopek i komórek piły mechaniczne i jęczą nimi, bo wiadomo, że chałupę na zimę najlepiej zacząć ogacać równo ułożonymi polanami już od wczesnej wiosny. Oracza działki nie wspomnę, bo to tylko jedno popołudnie. I tak to radośnie witam wiosenkę cudną naszą.
Ale po za tym, to ja lubię weekendy, to jedyny czas, gdy do południa mogę pochodzić w piżamie, poczytać w łóżku, albo i pooglądać telewizję nie nadwyrężając zbytnio synaps.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz