piątek, 7 czerwca 2013

jak nie urok to sraczka

bo dawno już się nie włóczyłam po gabinetach, to się przeszłam, a co, akurat był w fabryce przestój, a mnie rwało w takim miejscu, że były obawy. Już nie zliczę, ileż to razy od października szlag mnie trafiał na nową cholerę, bo żebym się nie nudziła, to co chwila co innego. Ja wiem, że zaczynam być w podeszłym wieku, ale to jeszcze nie pora, żebym wyślizgiwała krzesełka w poczekalniach, no i ile mój żołądek zdzierży tych tableteczek.
Teraz mam nową zarazę i na jej konto kwitnę w domu. W robocie też bym dała radę, ale zalecenie było 'leżeć', no to czasem nawet się kładę. A tu bzdryng! Telefon. Mama się pyta, co ja się nie przyznaję do choroby. No jasne, oboje mają już swoje lata i troski, a że nienajlepiej znoszą martwienie się, więc jasnym jest, że milczę, bo i tak mi nie pomogą. Ale od czego mamy zatroskaną koleżankę, która, gdy tylko ojca spotkała, to spytała o zdrowie dziecięcia i zaraz wyszło, żem na zwolnieniu i coś mi jest. Sama ma starszych rodziców i wie jak jest i do łba nie przyszło, żeby dziób zamknąć na kłódkę i nie kłapać po próżnicy. Tyle, że oni tam wszyscy na kupie żyją i każdą sprawę wespół przeżywają i po katolicku modląc się o pomyślne zakończenie.
Czy to tak ciężko wpaść na pomysł, że może by tym starszym ludziom dać trochę oddechu, nie zatruwać głów bzdurami, na które i tak nie mają wpływu? Że mieli od nas pińćset razy trudniejsze życie i niech chociaż na starość mają lepiej? To nie! Martwmy się, płaczmy i módlmy, a w niebie nas spotka nagroda. Szlag

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz