czwartek, 26 września 2013

- A ja lubię deszcz ... ja też

Przez okno podczas ulewy w Exeter

obie dziś chodziłyśmy po deszczu, ja tu, ona w L. Przydały się decent walking shoes kupione zaraz pierwszego dnia po przyjeździe. Lało, jak wtedy, równe strugi deszczu ciągnące się z góry w dół i krople odbijające się z siłą od każdej powierzchni.

Zadzwoniłam do A. żeby się umówić na przyjazd. Chyba jest w dobrej formie, tak brzmiała. Chyba nawet jest zadowolona z tej perspektywy, tak brzmiała. Właściwie, to się nie dziwię, będę stanowiła jakąś rozrywkę, choć czasami wcale nie jestem taka pewna, czy jej życie, według niej, jest takie spokojne i jednostajne. Choroba wyostrza wszelkie doznania, małe zdarzenia urastają do historii, które warto innym opowiadać ze swadą i przejęciem.
Pamiętam, jak jej stała, nieruchoma obecność zaczęła mnie drażnić po jakimś czasie, ale z drugiej strony to właśnie dzięki niej zaczęłam się uczyć cierpliwości i wyrozumiałości, co teraz bardzo mi się przydaje. Zmieniłam się i czasem aż się dziwię, że to ja, ta spokojna, cierpliwa, wyrozumiała. Już od wielu lat nie wydaję się sobie skończonym cudem stworzenia, umysłem absolutnym, podążającym jedynie słusznymi ścieżkami i zawsze mającym rację. Moja arogancja i zarozumiałość z młodości przerażają i zawstydzają mnie teraz. Wiek daje mądrość i dystans i coraz bardziej mi się to podoba.

2 komentarze:

  1. Oooo, mnie też, mnie też! Za nic nie zamieniłabym się z córką. A twarz się jakoś lekko zrekonstruuje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No! Młodość to kupa stresów, cud, że przetrwalam we wzglednym zdrowiu ;)

      Usuń