Two hundred years ago
To preach upon eternal doom
And watch my walnuts grow;
W czasach męczącej młodości zawsze zazdrościłam sprzątaczkom i kucharkom czystych umysłów i braku dylematów, teraz już wiem, że sprzątaczki, szczególnie te w państwowych instytucjach, są mocno sfrustrowane. Najszczęśliwsi są fryzjerzy, Orwell, jak widać, miał jeszcze inną wizję spokojnego umysłu.
Kiedyś, gdy poskarżyłam się na trudność z ogarnięciem pomysłów, wygłosiła pochwałę chaosu. Cytowała jakiegoś profesora, który jej powiedział to samo, przypuszczam, że pod jej adresem, bo jest chodzącym chaosem. Przeraziło mnie to po pierwszych zajęciach i już załamywałam ręce, ale za drugim razem wiedziałam, że to tylko pozory. Wszystko co z nami robi bezbłędnie się zazębia z tym, co już było i tym, co nadchodzi. Jesteśmy w środku układanki, to takie wielkie puzzle, z których mamy na razie tylko kilka pasujących kawałków, a woreczek z pozostałymi leży pod stołem i nikt go nie widzi. Nie wiemy, jak duża będzie układanka, ale pewne jest, że na koniec, każdy z nas, będzie miał przed sobą piękny obraz. To najfajniejsze z moich studiów.
"Above the level of a railway guide, no book is quite free from aesthetic considerations." To znowu Orwell optymistycznie na koniec tego odcinka.
O, jak ja lubię takie osoby! Taka podnieta intelektualna.
OdpowiedzUsuńI nabrałam apetytu.
To mniej więcej tak, jakby Ci Orkan Ksawery przelatywał przez głowę co jakiś czas ;)
Usuń