czwartek, 12 czerwca 2014

Jest jakaś zależność między nadmierną pedantycznością a sztywnością i pewnym rodzajem ograniczenia umysłowego, ale jeżeli ktoś został wychowany przez ojca, którego ulubionym przymiotnikiem było słowo "schludny", to może potem tak ma. No nie wiem, ale wkurzyła mnie - wniosek na przyszłość: nie zadawać się niepotrzebnie. U mnie w domu nie używało się takiego słowa.

Mam się uczyć, ale jestem zwolniona z dwóch części z piątkami i mi motywacja spadła, bo nawet oblanie trzeciej w niczym mi nie zagrozi. Dodatkowo mam trudne warunki, bo a to wściekli kosiarze ujarzmiają trawniki, a to trzy podwórza dalej facet rżnie deski, aż wióry lecą, a to pieseczek drze ryja, a czasem wszyscy naraz i hałas jest nieziemski.

 Przewodniki położyłam na razie w niewidocznym miejscu, żeby nie pchały się w ręce, ale i tak myślami już jestem bardziej hen niż tu w papierzyskach. Dziewczyny się odezwały z rozmaitymi radami i jak dobrze pójdzie, to spotkamy się z pięknym motylem Antonią, która w czasie alarmu pożarowego zastanawiała się, czy woli spłonąć, czy jednak wyjść na zewnątrz bez makijażu, oraz pragmatyczną Aną. Od Morza Śródziemnego po Zatokę Biskajską, każdy by się jarał, zwłaszcza po takim roku jak ten.

2 komentarze:

  1. Od lat bardzo poważnie podchodzę do sprawy niezadawania się. Doszłam w tym nieomalże do perfekcji. Mianowicie przestałam się zadawać prawie ze wszystkimi. I już miałam osiągnąć upragnione zen, ale... musiałam pójść do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem może aż tak ortodoksyjna, ale w tym dążeniu do zen coś jest, przynajmniej w odniesieniu do niektórych ;)

      Usuń