Nie ja sobie nastawiłam budzik na 5 rano, ale już później nie usnęłam, obejrzałam sobie za to zamglony świt w żurawiach.
Potem nastąpił niezwykle owocny dzień, choć o jednym z owoców wolałabym nie pamiętać i mam nadzieję, że za jakiś czas zapomnę, co miałam na myśli pisząc to.
Przed dziesiątą byłam już po egzaminie, a ze ostatnio natrafiłam na interesujące informacje o Jamesie to dobrze mi poszło. Przed chwilą też dowiedziałam się o zwolnieniu z kolejnego w uznaniu zasług i tym oto sposobem zbieram piątki za dokonania, które przychodzą mi bez trudu. Kłopoty się zaczynają tam, gdzie potrzebny jest wysiłek, bo przede mną tydzień zakuwania na pamięć, a tego nienawidzę, lubię, gdy rzeczy mają ze sobą jakiś logiczny związek.
W ubiegłym tygodniu brałam też udział w obchodach rocznicy i nawet jakoś tak normalnie było, bez pychy i górnolotnych przemówień. Kombatanci tak od pięćdziesiątki w górę wspominali raczej bez patosu i jak jeden mąż cieszyli się z tego, co mamy, zwłaszcza w obliczu tego, co dzieje się na Ukrainie. Ja też się cieszę i doceniam.
Obchody bez patosu? To na pewno nie w Polsce ;)
OdpowiedzUsuńA jednak! Do tego pogodnie i uprzejmie, choć bywały różnice zdań i różne takie.
Usuń