Czasem są to snujące się po niebie barany zahaczające o czubek brzozy
Od wielu tygodni trwam w jakiejś ekstazie, jakbym się czegoś naćpała. W. zdiagnozował to jako stan zakochania i faktycznie odczucia są podobne, brakuje jedynie obiektu westchnień. Myślę, że to słonce jest tym prozakiem, bo świeci nieustannie, a świat przybrał złotawe barwy. Olałam zakaz rowerowy i od czasu do czasu przemierzam leśne ostępy, napawając się widokami. Kręgosłup dyskretnie milczy, co popycha mnie tylko do zacieśniania więzi z rowerem.
Na Wyspie mama odprawiła święto dyni, dzielnie dając odpór młodocianym tubylcom. Przybyłe stado było ponoć dobrze ułożone i gięło się w dziękczynnych ukłonach. Cała reszta familii najechała wioskę ubiegłorocznych gości, by teraz u nich grabić i psikusić. Po Halloween Większa wróciła do szkół z miską babcinych pierogów dla swoich brytyjskich koleżanek, a Mniejsza ze szkoły z reklamacją, jakoby święto nie zostało należycie odprawione ze względu na niedobór okolicznościowych ozdób w gospodarstwie. Wysnuła też przypuszczenie, że Guy Fawkes Day również może być zagrożony. Na takie dictum, ojciec dziecięcia udał się do stosownego składu i nabył worek materiałów wybuchowych, które to wystrzelił w ogrodzie odpowiedniej nocy. Reporterzy donoszą, że Mniejsza, wielce ukontentowana, odebrała pokaz w kaloszach i pikowanej kamizelce.
No i na koniec piosenka, którą Mann raczy nas czasami w piątkowe poranki :)
Pogoda bardzo. Mnie również. kaloryfery wyłączone, okna otwarte na oścież. Ach.
OdpowiedzUsuń... a dzieciaki pod blokiem biegały dziś w koszulkach i krótkich gaciach, no ale 16 stopni w końcu i takie słońce :)
Usuń