piątek, 7 listopada 2014

blue skies

Zamieniam chałupę na dom pracy twórczej, jak to czynią prawdziwi pisarze, gdy w celu poszukiwania natchnienia udają się w różne miejsca odosobnienia umieszczone w przyjemnych dla oka okolicznościach przyrody. Ja będę trochę podrobiona, a za okoliczności musi mi służyć szeleszcząca za oknem brzoza. I tak nie mogę narzekać, bo widoki mam dość ładne:
 Czasem są to snujące się po niebie barany zahaczające o czubek brzozy


... a czasami brzoza robiąca na wietrze hałas do spółki z lasem iglastym.


Mam nowy wykrystalizowany plan i niby wszystko wiem, a na koniec i tak będę cierpiała męki twórcze i ścigała się z terminami. Problemem jest głównie czas, bo nie umiem pisać na zawołanie pomiędzy myciem naczyń, a wieszaniem prania, a przecież praca nie pozostawia mi zbyt wiele wolności. Mam na szczęście życzliwą szefową, która nie może się nadziwić, że mi się chce i idzie na rękę, gdy o to proszę.

Od wielu tygodni trwam w jakiejś ekstazie, jakbym się czegoś naćpała. W. zdiagnozował to jako stan zakochania i faktycznie odczucia są podobne, brakuje jedynie obiektu westchnień. Myślę, że to słonce jest tym prozakiem, bo świeci nieustannie, a świat przybrał złotawe barwy. Olałam zakaz rowerowy i od czasu do czasu przemierzam leśne ostępy, napawając się widokami. Kręgosłup dyskretnie milczy, co popycha mnie tylko do zacieśniania więzi z rowerem.

Na Wyspie mama odprawiła święto dyni, dzielnie dając odpór młodocianym tubylcom. Przybyłe stado było ponoć dobrze ułożone i gięło się w dziękczynnych ukłonach. Cała reszta familii najechała wioskę ubiegłorocznych gości, by teraz u nich grabić i psikusić. Po Halloween Większa wróciła do szkół z miską babcinych pierogów dla swoich brytyjskich koleżanek, a Mniejsza ze szkoły z reklamacją, jakoby święto nie zostało należycie odprawione ze względu na niedobór okolicznościowych ozdób w gospodarstwie. Wysnuła też przypuszczenie, że Guy Fawkes Day również może być zagrożony. Na takie dictum, ojciec dziecięcia udał się do stosownego składu i nabył worek materiałów wybuchowych, które to wystrzelił w ogrodzie odpowiedniej nocy. Reporterzy donoszą, że Mniejsza, wielce ukontentowana, odebrała pokaz w kaloszach i pikowanej kamizelce.

No i na koniec piosenka, którą Mann raczy nas czasami w piątkowe poranki :)



2 komentarze:

  1. Pogoda bardzo. Mnie również. kaloryfery wyłączone, okna otwarte na oścież. Ach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a dzieciaki pod blokiem biegały dziś w koszulkach i krótkich gaciach, no ale 16 stopni w końcu i takie słońce :)

      Usuń