piątek, 14 listopada 2014

jakieś tam dżendery

No siedzę i czytam, trochę tez robię notatki i nieustannie zachwycam się internetem, który ma wszystko. Potrzebujesz pani książkę? Proszę bardzo, oto śliczny łatwodrukowalny pedeefik. Cenniejsza jakaś? Ależ od czego są google books, albo scholar. Mało stroniczek? Aaa, no to już zmieniamy pl na de i mamy dwa razy tyle treści. Żyć nie umierać, nie trzeba latać po bibliotekach, nie trzeba czekać na ściągnięcie książki z krańca świata, a przede wszystkim wydawać grubej kasy, bo ceny są zabijające. Sytuację trochę ratuje allegro i księgarnia redkrosa (Tom eR za 1.99 funta, to samo wydanie na allegro 10 x tyle).

W każdym razie trafiłam na taką oto piękną cytatę z jakiejś amerykańskiej reklamy z początku XX w. "The first duty of woman is to attract" albo "Your masterpiece - yourself". No i co? Się niech nie wygłupiają z tymi szkołami, pracami, samochodami i w ogóle, tylko niech wyglądają! W sensie, że dobrze.
p.s.
Nie wiedzieć czemu, nagle przyszła mi na myśl pani poseł Pawłowicz.

Z powodu powrotu rodzicielki z wizytacji na Wyspach, stałam się szczęśliwą posiadaczką wegańskiego kakao, jak mówi duży napis na opakowaniu, wyprodukowanego bez najmniejszego śladu szynki, mleka czy też jaj. Ojciec zaś cieszy się plastrami wygrzewającymi na obolały krzyż, których nie wolno jeść, ani podgrzewać w mikrofalówce. Bośmy se poczytali te drobne druki na etykietach przylepionych z tyłu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz