piątek, 30 stycznia 2015

2014 w telefonicznym skrócie

Styczeń się kończy, więc to najwyższa już pora na remanent. Tym razem za pomocą tego, co znalazłam w telefonie, a choć wybór był niewielki, bo robi strasznie parszywe zdjęcia i rzadko go używam do tego celu.

Przez pierwsze pół roku nic się nie działo, bo życie mi zagarnął najświętszy uniwersytet, podróże tam i nazad, pisanie, czytanie i uczenie się rzeczy niekoniecznie pożytecznych. Oddech mi wrócił dopiero po sześciu miesiącach, gdym udała się w podróż wakacyjną przez calutką Europę na sam jej koniec.
U celu, najpierw naszym oczom ukazały się zanurzone w chmurach potężne Pireneje, a potem:

Lokalny sklep ogrodniczy w Roses. Na górze trzej królowie z darami, a na dole? Musze zapytać którejś z moich hiszpańskich koleżanek jakie też zastosowanie mają ci sympatyczni panowie w kapeluszach ;)







W Hiszpanii największe wrażenie zrobiły na mnie dwa przeciwne jej krańce: piękna, megaszeroka plaża w Tarifie i kąpiel w ciepłym oceanie z widokiem na góry afrykańskiego Atlasu - niezwykłe, cudowne  doświadczenie; oraz Bilbao na północy i nocleg na urwisku tuż nad tym samym oceanem w Hondaribii. Te dwa doświadczenia powodują, że moja lista wydarzeń senno-niezwykło-nierzeczywistych wydłużyła się do czterech pozycji.

Ten sam lipiec lecz zgoła inny klimat wilgotnej Wyspy zasiedlonej przez tatuowanych tubylców, a na niej zakupy w obuwniczym:

Potem jeszcze wakacje w domu, takie jak z dzieciństwa z wycieczkami do lasu, na grzyby, śledzenie przez wiewiórkę, która akurat robiła inspekcję na swoich leszczynach, prawdziwe wsiowe dożynki i inne takie cuda. Po kilku latach nasza brzoskwinia wydała wreszcie pierwsze owoce: grube, ciężkie, słodkie i soczyste


Mniejsza bratała się z każdą napotkaną żabą (wytrzeszcz żab stawał się wtedy, nie wiedzieć czemu, bardziej zauważalny),
 


a Większa z fauną słuszniejszych rozmiarów. Koza stała w kozie nie bez powodu, bo puszczona wolno skakała pracownikom po plecach, a dzieciom zjadała plecaki, choć z pozoru taka niewinna, jako ta lelija.


Jedna z wielu wizyt na lotniskach była niezwykła, bo wtedy naocznie przekonałam się w końcu na czym polega względność czasu: o godzinie 17.38 samolot z East Midlands lądujący wg. rozkładu o 17.35 był oczekiwany o godz. 17.30.


Potem przyszedł grudzień, święta i wizyta w Dużym Mieście. Jakaż była radość, gdy okazało się, że nocą spadł śnieg i mieliśmy prawdziwe White Christmas. Na cmentarzu, pomiędzy asesorami, posłami na sejm i doktorami nauk wszelakich rozgorzała bitwa na śnieżki. Mieszkańcy nie protestowali, skąd wniosek, że po śmierci nie traci się poczucia humoru.

 
Po wielomiesięcznej ciepłej jesieni, ostatniego poranka tego roku zima sobie o nas przypomniała i nadrabiając zaległości stuknęła od razu - 18°C


 Rok był niezły, obfitujący w nowe doświadczenia, krzepiący, choć zakończony spalonym stołem kuchennym ;). W telefonie znalazłam też film drogi nagrany przez Mniejszą w czasie podróży samochodem z tekstami dorównującymi tym z "Rejsu", no ale jak ktoś planuje zostać actress, to musi wcześnie zaczynać, nieprawdaż ;)

2 komentarze:

  1. Powiedz, że sobie kupiłaś te buty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie i teraz żałuję każdego dnia, zwłaszcza tych z mustangiem.

      Usuń