poniedziałek, 25 maja 2015

pleśń i zgnilizna

Jest tak wilgotno, że gdyby dało się ścisnąć powietrze w dłoni, to kapałoby na podłogę. Nawet nie jest zimno, ale wisi nad nami taka bura, gęsta wata i ani pół promyka nie dociera do bladych ciał. Mam przynajmniej bałkański plan na emeryturę: rakija, wino i słodkie figi rozplaskujące się pod drzewem. Oraz ciepłe morze dla sztywnych kości. Taki mam teraz cel w życiu.
*
Z pozytywnych rzeczy to wesoły nam dzień dziś nastał, którego z nas każdy żądał, bo pierwszy raz po niemal dwóch tygodniach bolenie prawie ustało. Ja jestem zadowolona, choć ostrożnie, ale doktor to dopiero będzie szczęśliwy jak mu powiem, bo aż żal było na biedaka patrzeć, taki był stropiony. Już jak mnie słuchał, to patrzył jakoś tak podejrzliwie, ale przy badaniu to całkiem zamienił się w znak zapytania. Jeszcze próbował się bronić zadając jakieś dziwne pytania, n.p czy nerka zdrowa, choć przyszłam z twarzą, którą mam jednak trochę wyżej.
- Nie ma pan pomysłu? - zapytałam współczująco, gdy zawisł bez sił nad biurkiem, choć to mnie dopadła Tajemnicza Choroba.
- No nie, bo to nie jest nic typowego - i wymienił z pięć chorób, których nie znalazł.
- Jak jest jakaś choroba, to się wykluje - zakończył optymistycznie. Kazał łykać tablety o wielkości polan do kominka, zrobić se portret i przyjść za tydzień. To pójdę.
Państwowa służba zdrowia. Przyszłam po południu prosto z fabryki, bez żadnych wcześniejszych rejestracji. Lekarz zaczynał przyjmować za pół godziny, byłam szósta w kolejce. Na drugi dzień siedziałam już w gabinecie specjalisty w zupełnie innej spółce. Po wizycie pielęgniarka mnie od razu zarejestrowała na za tydzień i dała numerek. Wszystko za darmo, bez znajomości i nacisków. Mieszkanie na wsi ma zalety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz